2/07/2020

Ocey


WŁAŚC. OCEANA MAKANI KHAWLAH RODRÍGUEZ AL-SHAKHAB, DLA BLISKICH OCEY – 12 LIPCA 1994 ROKU, MALAGA, ANDALUZJA – CÓRKA PREZESA STOCZNI JACHTOWEJ, ZMARŁEGO TRAGICZNIE W KATASTROFIE LOTNICZEJ W 2013 ROKU ORAZ KOBIETY, KTÓRA MACIERZYŃSTWA BAŁA SIĘ BARDZIEJ NIŻ WOJNY – W NOWYM JORKU OD siedmiu miesięcy – ZAMIESZKUJE NIEZDATNY DO ŻEGLUGI JACHT, WYWRÓCONY PRZEZ HURAGAN W TRAKCIE JEJ OSTATNIEGO REJSU Z BERMUDÓW DO AMERYKI – OD poniedziałku do piątku BARMANKA W BARZE SEA WITCH NA MANHATTANIE – Z ZAMIŁOWANIA ŻEGLARZ, NIEGDYŚ WŁAŚCICIELKA ŚREDNIEJ WIELKOŚCI KANAŁU W SERWISIE YOUTUBE, GDZIE PUBLIKOWAŁA VLOGI ZE SWOICH WYPRAW – WICEMISTRZYNI Grenady w tańCU BRZUCHA (ROK 2010) – MIŁOŚNICZKA KONI, JAZDY KONNEJ I WSZYSTKIEGO, CO Z KOŃMI ZWIĄZANE, Z DROBNYMI WYJĄTKAMI – WEEKENDAMI POMAGA PRZY ZWIERZĘTACH NA NIEWIELKIEJ FARMIE ZA MIASTEM; W RAMACH WYNAGRODZENIA SPĘDZA WIECZORY W SIODLE, A NOCE NA KANAPIE PRZY KOMINKU – Niestwierdzony zespół stresu pourazowego, NAPADOWE BÓLE GŁOWY, KRĘGOSŁUPA I OKRESOWE ZABURZENIA CZUCIA W LEWEJ DŁONI, KTÓRE UTRZYMUJE W TAJEMNICY  KONESERKA MOCNYCH ALKOHOLI, ENTUZJASTKA KARAOKE, GIER KARCIANYCH I BILARDA, WYCHOWANA NA BRZMIENIACH STAREGO ROCKA I TEKSAŃSKIM BLUESIE – SERCE ODDAŁA MORZU, A MORZE NIE ODDAJE TEGO, CO ZABIERA – KNOTS & PEARLS – TRAVEL JOURNAL – STORIES
 Never trust the calm sea when she shows her false alluring smile. 

W życiu przede wszystkim ceni wrażenia; swój czas stara się spożytkować tak, by stając oko w oko ze śmiercią, w mrocznej otchłani ziejących czernią oczodołów nie zobaczyć wszystkich tych zmarnowanych szans, niewykorzystanych możliwości. Kolekcjonuje więc chwile, wyciągając z nich możliwie jak najwięcej, próbując, smakując, przecierając je między palcami.
Nie praktykuje jednak wszystkiego bezmyślnie i z marszu, doświadczenia dzieli bowiem na ubogacające i te, które nie niosą ze sobą niczego, co zgodnie z własnym pojmowaniem mogłaby uznać za wartościowe. W okresie dojrzewania – na przykład – nie chciała, tak jak większość jej rówieśniczek, zaznawać narkotycznych zjazdów, skutków ubocznych strucia organizmu alkoholem ani przewijać się przez tuziny rąk, by sprawdzić, w jaki sposób odcisną się na jej skórze i na jak długo pozostawią po sobie ślad, w zależności od tego, czy będzie akurat pijana, czy upalona albo od tego, do kogo ów dłonie będą należeć. Takie eksperymenty gryzły się z jej kodeksem moralnym i poczuciem własnej wartości, dlatego je omijała bez żalu. 
Ciągnie do innych doznań – między innymi tych, od których włos jeży się na karku, zmysły wyostrzają się, a serce uderza mocniej, pobudzone zastrzykiem adrenaliny. Cieszy ją wszystko, w czym doszukuje się poczucia wolności, bo niezawisłość myśli i czynów jest dla niej kluczowa. Dusi się, przebywając zbyt długo w jednym miejscu, robiąc te same rzeczy, które ostatecznie rodzą ten sam efekt, dlatego brała już udział w regatach, ujarzmiała fale z pokładu żaglowców i wielkich statków wycieczkowych, rysowała ich brzuchy dłonią, mknąc wodnym tunelem na desce surfingowej, a także nurkowała w poszukiwaniu zaginionych wraków, nietkniętych dotąd ludzką ręką. Jest silnie związana z oceanem, ale nie tylko – niemal tak samo entuzjastycznie podrywała się w przestworza i przeczesywała pustynię z końskiego grzbietu – z Damaszku, po Dajr az-Zaur.
Tak, jakby nigdy nie była stworzona do stąpania po ziemi.
Żyje gdzieś na pograniczu dwóch żywiołów, na styku wody i powietrza, a mimo to, ilekroć dogania ją sztorm, czuje, jakby igrała z ogniem, z samym diabłem. Fale ryczą jej wtedy głosami tysięcy demonów, oblizując pokład, sięgając jej stóp, kiedy wybiera liny, wypłaszczając grota; wiatr gryzie w twarz i zawodzi przeraźliwie, niby lament udręczonych dusz, fok wciąż gnie się złowróżbnie (to jednak jej najmniejsze zmartwienie), a maszt niebezpiecznie pochyla się w dół. Śpieszy się z refowaniem, ażeby przechył nie zbliżył się do punktu, z którego nie uda jej się wyratować w razie nagłego szkwału — chwile takie jak ta przypominają jej, jak mała i nieznacząca jest w obliczu sił natury i choć wie, że jedną z podstawowych cnót dobrego żeglarza jest pokora, zawsze zwleka, ignorując instynkt nasuwający kolejkę profilaktycznych działań. Wie, że jest głupia, tak zwyczajnie i po prostu głupia, za każdym razem, gdy pozwala się dogonić, ale to właśnie dla tych momentów żyje, dzięki nim oddycha. Kusi los, oszukuje przeznaczenie, bagatelizuje niebezpieczeństwo i umyka śmierci; prowadzi grę, której nie wygra i ma tego pełną świadomość.
Czy to już szaleństwo?

Jest jak ocean — targana przypływami i odpływami emocji. Na dnie duszy chowa więcej, niż sugeruje to pierwszy rzut oka i choćbyś poświęcił temu całe życie, nigdy nie rozwikłasz jej tajemnic, odkrywając tylko tyle, na ile Ci pozwoli. Raz poniesie Cię na fali, a raz wciągnie pod powierzchnię; nigdy nie wybacza błędów, każdy pociągnie za sobą konsekwencje.
Jest jak wiatr — nieubłagana i zmienna. Jest lekką bryzą, która otula niemalże z czułością, jest nagłym zrywem powietrza, który uderza w plecy i ścina z nóg, jest huraganem, który porwie wszystko, co drogie i pozostawi po sobie jedynie nierzeczywiste wspomnienie dawnego życia. Nigdy nie wiadomo, z jaką siłą i w jakim kierunku powieje, czy tylko otrze się o Ciebie, czy zabierze ze sobą, zawłaszczy.

***
Ilekroć wspomina Andaluzję, tęskni do przeładowanych stołów, romantycznej wizji horyzontu w płomieniach wschodu, słów skropionych alkoholem i półnagich ciał rozochoconych tancerzy. Tęskni do granatowego nieba, księżyca i szarańczy gwiazd, dlatego często wspina się na dachy wieżowców; dostatecznie wysoko, aby przebić się przez kłęby smogu. Na poziomie czterdziestego piętra powietrze wydaje się bardziej rześkie, czystsze i jakby łatwiej przechodzi przez płuca, choć jest to tylko jej urojenie. Na poziomie czterdziestego piętra atmosfera sprzyja nieprzejednanym myślom, nagłemu natchnieniu i dalekosiężnym planom. Na poziomie czterdziestego piętra jest dach, na którym marzenia snują się same.
Ma ich wiele; od śmiesznie małych, po te przytłaczająco wielkie.

 I'd rather be scared of something
I'd rather go all or nothing
I'd rather be risking something
I'd rather be really living

Siwy, mentolowy dym plącze się we włosy, a chłodny wiatr prześlizguje po nagich skrawkach skóry, przynosząc ulgę po upalnym dniu. Pod nią wciąż stygnie nagrzany słońcem pokład z drewna tekowego, nad nią natomiast rozciąga się bezkres nocnego nieba, iskrząc z mocą miliardów ciał niebieskich. Wokół zalega cisza, którą mąci jedynie szum fal cyklicznie rozbijających się o burtę, jednak dociera do niej jakby gdzieś z boku, zapomniany i mało istotny. W takich warunkach myśli pędzą, wymykając się spod kontroli i przyprawiając o szybsze bicie serca, więc wyciąga dłoń w górę i liczy gwiazdy. Prowadzi drżący palec śladem gwiazdozbiorów, nazywając konstelacje w swojej głowie – po latach takiej praktyki zna je wszystkie na pamięć.
Liczy i obłaskawia lęki. Odpycha sen, bo koszmarów dręczy ją tyle samo, co marzeń.

It is hard to stop loving the ocean.
Even after it has left you gasping, salty.


W tytule Gustave Flaubert, buźki użycza Morgan Crabtree, a imię i nazwisko podlinkowałam, tak jak pogrubiony tekst. Zakładka "travel journal" będzie się rozwijać, a "stories" się piszą (jak chcecie dostęp VIP, to z Ocey zapraszamy do Wiedźmy :D). Szukamy wszystkiego, choć najbardziej przyda nam się kilka przyjaznych twarzy, chętnie przygarniemy też ludzi spotkanych w przeszłości (szczególnie kogoś, kto wspólnie z nią pomagał syryjskim cywilom uporać się ze skutkami Bitwy o Dajr az-Zaur, oraz kogoś, kogo spontanicznie porwała w kilkudniowy rejs, czas i miejsce do ustalenia). Oceana zwiedziła już spory kawałek świata, chwytała się różnych zajęć, znajdowała się w wielu sytuacjach, również (zwłaszcza?) tych niebezpiecznych. Wszystko możliwe, a komplikacje i niejasności to nasza specjalność, więc namieszajmy, jak się da. :D


WĄTKI I USTALENIA: Jed, Munir, Jerome, Ethan, Sky, Michaela, Lennart, Ida, Benjamin
Pogrzało mnie, kocham Was.