WŁAŚC. OCEANA MAKANI KHAWLAH RODRÍGUEZ AL-SHAKHAB, DLA BLISKICH OCEY – 12 LIPCA 1994 ROKU, MALAGA, ANDALUZJA – CÓRKA PREZESA STOCZNI JACHTOWEJ, ZMARŁEGO TRAGICZNIE W KATASTROFIE LOTNICZEJ W 2013 ROKU ORAZ KOBIETY, KTÓRA MACIERZYŃSTWA BAŁA SIĘ BARDZIEJ NIŻ WOJNY – W NOWYM JORKU OD siedmiu miesięcy – ZAMIESZKUJE NIEZDATNY DO ŻEGLUGI JACHT, WYWRÓCONY PRZEZ HURAGAN W TRAKCIE JEJ OSTATNIEGO REJSU Z BERMUDÓW DO AMERYKI – OD poniedziałku do piątku BARMANKA W BARZE SEA WITCH NA MANHATTANIE – Z ZAMIŁOWANIA ŻEGLARZ, NIEGDYŚ WŁAŚCICIELKA ŚREDNIEJ WIELKOŚCI KANAŁU W SERWISIE YOUTUBE, GDZIE PUBLIKOWAŁA VLOGI ZE SWOICH WYPRAW – WICEMISTRZYNI Grenady w tańCU BRZUCHA (ROK 2010) – MIŁOŚNICZKA KONI, JAZDY KONNEJ I WSZYSTKIEGO, CO Z KOŃMI ZWIĄZANE, Z DROBNYMI WYJĄTKAMI – WEEKENDAMI POMAGA PRZY ZWIERZĘTACH NA NIEWIELKIEJ FARMIE ZA MIASTEM; W RAMACH WYNAGRODZENIA SPĘDZA WIECZORY W SIODLE, A NOCE NA KANAPIE PRZY KOMINKU – Niestwierdzony zespół stresu pourazowego, NAPADOWE BÓLE GŁOWY, KRĘGOSŁUPA I OKRESOWE ZABURZENIA CZUCIA W LEWEJ DŁONI, KTÓRE UTRZYMUJE W TAJEMNICY – KONESERKA MOCNYCH ALKOHOLI, ENTUZJASTKA KARAOKE, GIER KARCIANYCH I BILARDA, WYCHOWANA NA BRZMIENIACH STAREGO ROCKA I TEKSAŃSKIM BLUESIE – SERCE ODDAŁA MORZU, A MORZE NIE ODDAJE TEGO, CO ZABIERA – KNOTS & PEARLS – TRAVEL JOURNAL – STORIES
Never trust the calm sea when she shows her false alluring smile.
W życiu przede wszystkim ceni wrażenia; swój czas stara się spożytkować tak, by stając oko w oko ze śmiercią, w mrocznej otchłani ziejących czernią oczodołów nie zobaczyć wszystkich tych zmarnowanych szans, niewykorzystanych możliwości. Kolekcjonuje więc chwile, wyciągając z nich możliwie jak najwięcej, próbując, smakując, przecierając je między palcami.
Nie praktykuje jednak wszystkiego bezmyślnie i z marszu, doświadczenia dzieli bowiem na ubogacające i te, które nie niosą ze sobą niczego, co zgodnie z własnym pojmowaniem mogłaby uznać za wartościowe. W okresie dojrzewania – na przykład – nie chciała, tak jak większość jej rówieśniczek, zaznawać narkotycznych zjazdów, skutków ubocznych strucia organizmu alkoholem ani przewijać się przez tuziny rąk, by sprawdzić, w jaki sposób odcisną się na jej skórze i na jak długo pozostawią po sobie ślad, w zależności od tego, czy będzie akurat pijana, czy upalona albo od tego, do kogo ów dłonie będą należeć. Takie eksperymenty gryzły się z jej kodeksem moralnym i poczuciem własnej wartości, dlatego je omijała bez żalu.
Ciągnie do innych doznań – między innymi tych, od których włos jeży się na karku, zmysły wyostrzają się, a serce uderza mocniej, pobudzone zastrzykiem adrenaliny. Cieszy ją wszystko, w czym doszukuje się poczucia wolności, bo niezawisłość myśli i czynów jest dla niej kluczowa. Dusi się, przebywając zbyt długo w jednym miejscu, robiąc te same rzeczy, które ostatecznie rodzą ten sam efekt, dlatego brała już udział w regatach, ujarzmiała fale z pokładu żaglowców i wielkich statków wycieczkowych, rysowała ich brzuchy dłonią, mknąc wodnym tunelem na desce surfingowej, a także nurkowała w poszukiwaniu zaginionych wraków, nietkniętych dotąd ludzką ręką. Jest silnie związana z oceanem, ale nie tylko – niemal tak samo entuzjastycznie podrywała się w przestworza i przeczesywała pustynię z końskiego grzbietu – z Damaszku, po Dajr az-Zaur.
Tak, jakby nigdy nie była stworzona do stąpania po ziemi.
Żyje gdzieś na pograniczu dwóch żywiołów, na styku wody i powietrza, a mimo to, ilekroć dogania ją sztorm, czuje, jakby igrała z ogniem, z samym diabłem. Fale ryczą jej wtedy głosami tysięcy demonów, oblizując pokład, sięgając jej stóp, kiedy wybiera liny, wypłaszczając grota; wiatr gryzie w twarz i zawodzi przeraźliwie, niby lament udręczonych dusz, fok wciąż gnie się złowróżbnie (to jednak jej najmniejsze zmartwienie), a maszt niebezpiecznie pochyla się w dół. Śpieszy się z refowaniem, ażeby przechył nie zbliżył się do punktu, z którego nie uda jej się wyratować w razie nagłego szkwału — chwile takie jak ta przypominają jej, jak mała i nieznacząca jest w obliczu sił natury i choć wie, że jedną z podstawowych cnót dobrego żeglarza jest pokora, zawsze zwleka, ignorując instynkt nasuwający kolejkę profilaktycznych działań. Wie, że jest głupia, tak zwyczajnie i po prostu głupia, za każdym razem, gdy pozwala się dogonić, ale to właśnie dla tych momentów żyje, dzięki nim oddycha. Kusi los, oszukuje przeznaczenie, bagatelizuje niebezpieczeństwo i umyka śmierci; prowadzi grę, której nie wygra i ma tego pełną świadomość.
Czy to już szaleństwo?
Jest jak ocean — targana przypływami i odpływami emocji. Na dnie duszy chowa więcej, niż sugeruje to pierwszy rzut oka i choćbyś poświęcił temu całe życie, nigdy nie rozwikłasz jej tajemnic, odkrywając tylko tyle, na ile Ci pozwoli. Raz poniesie Cię na fali, a raz wciągnie pod powierzchnię; nigdy nie wybacza błędów, każdy pociągnie za sobą konsekwencje.
Jest jak wiatr — nieubłagana i zmienna. Jest lekką bryzą, która otula niemalże z czułością, jest nagłym zrywem powietrza, który uderza w plecy i ścina z nóg, jest huraganem, który porwie wszystko, co drogie i pozostawi po sobie jedynie nierzeczywiste wspomnienie dawnego życia. Nigdy nie wiadomo, z jaką siłą i w jakim kierunku powieje, czy tylko otrze się o Ciebie, czy zabierze ze sobą, zawłaszczy.
Ilekroć wspomina Andaluzję, tęskni do przeładowanych stołów, romantycznej wizji horyzontu w płomieniach wschodu, słów skropionych alkoholem i półnagich ciał rozochoconych tancerzy. Tęskni do granatowego nieba, księżyca i szarańczy gwiazd, dlatego często wspina się na dachy wieżowców; dostatecznie wysoko, aby przebić się przez kłęby smogu. Na poziomie czterdziestego piętra powietrze wydaje się bardziej rześkie, czystsze i jakby łatwiej przechodzi przez płuca, choć jest to tylko jej urojenie. Na poziomie czterdziestego piętra atmosfera sprzyja nieprzejednanym myślom, nagłemu natchnieniu i dalekosiężnym planom. Na poziomie czterdziestego piętra jest dach, na którym marzenia snują się same.
Ma ich wiele; od śmiesznie małych, po te przytłaczająco wielkie.
I'd rather be risking something
I'd rather be really living
Siwy, mentolowy dym plącze się we włosy, a chłodny wiatr prześlizguje po nagich skrawkach skóry, przynosząc ulgę po upalnym dniu. Pod nią wciąż stygnie nagrzany słońcem pokład z drewna tekowego, nad nią natomiast rozciąga się bezkres nocnego nieba, iskrząc z mocą miliardów ciał niebieskich. Wokół zalega cisza, którą mąci jedynie szum fal cyklicznie rozbijających się o burtę, jednak dociera do niej jakby gdzieś z boku, zapomniany i mało istotny. W takich warunkach myśli pędzą, wymykając się spod kontroli i przyprawiając o szybsze bicie serca, więc wyciąga dłoń w górę i liczy gwiazdy. Prowadzi drżący palec śladem gwiazdozbiorów, nazywając konstelacje w swojej głowie – po latach takiej praktyki zna je wszystkie na pamięć.
Liczy i obłaskawia lęki. Odpycha sen, bo koszmarów dręczy ją tyle samo, co marzeń.
Even after it has left you gasping, salty.
WĄTKI I USTALENIA: Jed, Munir, Jerome, Ethan, Sky, Michaela, Lennart, Ida, Benjamin
Pogrzało mnie, kocham Was.