5/23/2019

Rory

aurora rory chávez
właśc. Aurora Carolyn Sofía Chávez
Maybe some girls are not meant to be tamed.
Maybe they are supposed to run wild
until they find someone just as wild to run with.
Ma burzę kasztanowych włosów wiecznie potarganych wiatrem, których nienawidzi i które w efekcie ścina do poziomu żuchwy, ilekroć straci do nich cierpliwość.  Jej dłonie są szorstkie, naznaczone tuzinem niewielkich blizn, a za paznokciami często chowają się resztki smaru, których choćby chciała, nie jest w stanie całkowicie usunąć – dlatego zawsze ścina je do zera i maluje na czarno. Patrzy zbyt długo, zbyt intensywnie, mówi za dużo albo za mało, śmieje się za głośno i cała jest jakaś taka za, ale niewiele ją to obchodzi. Życie od początku uczyło ją, że żeby być widoczna, musi być głośna, wyrazista, reagować mocno i nigdy się nie ustępować. Zawsze była tym drugim, mniej istotnym dzieckiem, gdzieś z boku, na doczepkę, zawistnie spoglądając na brata i zazdroszcząc mu ojcowskiej miłości, którą on dostał na starcie, a na którą ona musiała pracować. We wszystkim zawsze musiała być lepsza, o wszystko musiała się starać i prosić – w przeciwnym razie ojciec nigdy nie zabrałby jej ze sobą na tor, na który tak chętnie zabierał Josha, nie pokazałby jej, jak wygląda praca w warsztacie i tym samym nie nadał jej egzystencji obecnego kształtu.
W wieku piętnastu lat oznajmiła, że chciałaby kiedyś pracować przy samochodach. Już wtedy wiedziała, że to mógłby być jej sposób na siebie, ale jej słowa przeszły bokiem i to zmotywowało ją równie mocno, co wzburzyło krew w jej żyłach. Gdyby nie to, że została wtedy zbyta pobłażliwym uśmiechem, nie przeszłaby największej lekcji pokory i wytrwałości, jakiej udzieliło jej życie, bowiem odbudowanie samochodu niemal od zera to nie byle gratka. Nie zrobiła tego zupełnie sama, posiłkując się doświadczeniem ówczesnych pracowników ojca, niemniej jednak w kilka miesięcy udało jej się sprawić, że niekompletny dotychczas silnik obudził się do życia po ponad dwudziestu latach milczenia – a kiedy już się obudził, zadbała, by usłyszeli go absolutnie wszyscy w promieniu kilometra, prawdopodobnie płosząc tym ptaki z drzew, a co starszych mieszkańców przedmieść przyprawiając o migotanie przedsionków.
To było wystarczająco dużo, by na chwilę znaleźć się w centrum zainteresowania rodziny. Aurora wiedziała dokładnie, co zrobić, by rozpalić w ojcu dumę, tak, by klepał ją po ramieniu i chwalił się nią znajomym, a co najważniejsze, zgodził się finansować dalsze prace nad samochodem, z którym poczuła nić połączenia: oboje zeszli na drugi plan. Ilekroć utknęła w martwym punkcie, naderwała sobie paznokieć, nabiła guza lub zraniła w rękę, wyobrażała sobie pęd powietrza, kiedy wreszcie pozwoli mu ponownie rozwinąć skrzydła – dla tego uczucia mogła doświadczyć tego wszystkiego jeszcze niezliczoną ilość razy.
Zajęta wiecznym udowadnianiem sobie, że jest wystarczająco dobra, wystarczająco bystra, po prostu wystarczająca, nie miała czasu nauczyć się, jak zatrzymywać przy sobie ludzi na dłużej, stąd też nigdy nie zabiegała o znajomości. Raz miała chłopaka, w liceum, ale do dziś nie jest w stanie stwierdzić, co pchnęło ją w jego ramiona, skoro już wtedy wiedziała, że nie jest w nim zakochana. Nie zrobiło jej się przykro, kiedy zerwał z nią na oczach jednej czwartej szkoły, po wszystkim odczuwając jedynie ulgę, że nikt nie będzie jej już ograniczał i próbował zmieniać – bo lubiła to, jaka jest.
A jest nie do powstrzymania.
Can we pretend...
13 LUTEGO 1990 roku, Vermontville, Karolina Północna — córka byłego kierowcy NASCAR i niepracującej pani domu —  ABSOLWENTKA Lee College of Engineering — od 2008 ROKU dumnie obsadza stanowisko mechanika w warsztacie ojca — DWULETNIĄ, OBIECUJĄCĄ KARIERĘ KIEROWCY WYŚCIGOWEGO ZAKOŃCZYŁA w WIELKIM KRAChu na charlotte motor speedway podczas swojego pierwszego wyścigu W NASCAR w 2014 roku — work hard, play hard — stała bywalczyni barów i niekwestionowana mistrzyni parkietu — Sąsiadki gadają, że jest zimna, ale to nieprawda - po prostu jeszcze nikt nie wpadł na to, Że marzy jej się randka w kinie samochodowym — często znika na parę dni, ale zawsze wraca, by na czas uporać się z obowiązkami — więcej — powiązania — historie
...that airplanes in the night sky are like shootin' stars?
Miała być wesoła pani i jest, ale nie umiem w karty i znowu nie oddałam postaci tak, jak chciałam. 
Zakryjcie, proszę.

5/15/2019

Nathaniel Hawthorne



nathaniel hawthorne

data i miejsce urodzenia
14 grudnia 1985, charlotte, NC

adres zamieszkania
21 Brentwood Drive

ZATRUDNIENIE
kapitan w remizie strażackiej nr 34

stan cywilny
wdowiec

metryka
192 cm, 89 kg, szarobłękitne oczy, ciemnoblond włosy

znaki szczególne
blizna pod lewym okiem, tatuaże, ślady poparzeń


Whisper on a scream Doesn't change a thing, Doesn't bring you back
W Vermontville nie ma chyba osoby, która nie wie (lub przynajmniej nie kojarzy) kim jest Nathaniel Hawthorne – jego dziadkowie byli jednymi z pierwszych osadników świeżo wybudowanego osiedla. Wprowadzili się tu niedługo po ślubie z jedynym synem, który w dorosłości wziął za żonę córkę Christophera Bakewella, miejscowego producenta mebli. Z tego związku narodził się chłopiec o dużych, błękitnych oczach, odziedziczonych po matce. Wychowany konserwatywnie, zgodnie z wiarą chrześcijańską, już jako mały berbeć co niedziela uczęszczał na mszę, przez kilka lat pełniąc posługę przy ołtarzu, z której zrezygnował przed pójściem do szkoły średniej. 
Starsi mieszkańcy przedmieść pamiętają go jako uśmiechnięte, ułożone dziecko z burzą blond loków na głowie – nie sprawiał rodzicom problemów i choć nie był już ministrantem, pozostał ich skarbem i dumą, świecąc jako wzór dobrego wychowania: nigdy nie przeżył okresu buntu, ani nie prosił o kieszonkowe, zamiast tego wyprowadzając psy sąsiadów, kosząc im trawniki lub wykonując inne, nieskomplikowane prace. 
W wieku szesnastu lat zaciągnął się do ochotniczej straży pożarnej i od tamtej pory remiza stała się jego drugim domem. Ani myślało mu się iść na studia, bo odkąd pierwszy raz ściągnął z drzewa przerażonego kota, po chwili wręczając go kilkuletniej dziewczynce, zrozumiał, że pomaganie ludziom to coś, czemu chce się oddać w życiu na pełen etat. Szczęśliwie rodzina nie naciskała, by kontynuował naukę po szkole średniej, wspierając go w podejmowanych wyborach praktycznie od samego początku.
Jego życie toczyło się dynamicznie, od zwalczania pożarów, przez usuwanie z dróg zwalonych podczas burzy drzew, do asystowania przy wszelkiej maści wypadkach lądowych. Gdzieś pomiędzy zakochał się i poślubił swoją licealną miłość, której z czasem kupił wymarzony dom z ogrodem, samochód i psa. Byli zgodnym małżeństwem, a ich cztery ściany wypełniało ciepło, serdeczność oraz bezgraniczna miłość. Spędzili razem piękne lata, ciesząc się sobą nawzajem i wspólnie szerząc pozytywne wibracje w najbliższym otoczeniu. Jedynym wybojem na wspólnej drodze życia okazały się trudności w poczęciu upragnionego dziecka, choć i to wydawało się być niewielką przeszkodą dla ich dwójki. Po długich staraniach pozwolili sobie na trochę odsunąć myśli od zakładania rodziny, w zamian rozpoczynając podróże wokół globu – w ten sposób zabijali zmartwienia, godząc się z myślą, że dziecko pojawi się, albo nie pojawi, a jeśli się nie pojawi, spróbują adopcji. W obu wypadkach mieli być równie szczęśliwi i zapewne byliby, gdyby los nie postanowił rozdzielić ich przedwcześnie.W życiu nie przyszłoby mu do głowy, że pewnego dnia ofiarą wypadku stanie się jego żona, a właśnie z takim rozwojem wydarzeń zmierzył się równo pięć lat temu. Niedługo po swoich trzydziestych urodzinach wspólnie z bracią strażacką gasił silnik, a następnie ciął blachy własnego samochodu, który po zderzeniu z drzewem przywodził mu na myśl zdeformowaną puszkę.
Millicent Hawthorne była pierwszą osobą, której nie udało mu się uratować i to jej stratę przyjął najbardziej dotkliwie – rozminął się z Bogiem, nabrał goryczy i złości, zaczął pić. Gdyby nie wsparcie kolegów z drużyny, zapewne ostałby przy kieliszku i nigdy więcej nie przestąpił kościelnego progu, jednak z odpowiednią dozą wsparcia udało mu się wyjść z załamania.
Teraz pija z umiarem i tylko czasami, kościół opuszcza na kwadrans przed mszą i przewodzi ludziom, którzy nauczyli go wszystkiego o byciu strażakiem.  Wciąż tęskni za żoną i regularnie odwiedza jej grób, zdając sprawozdania z tego, czego udało mu się dokonać i za każdym razem pozostawia po sobie świeżą różę, jej ulubiony kwiat. Na znak miłości i oddania, zaraz po pogrzebie, wytatuował go sobie na lewej piersi, co po części stanowiło jeden ze sposobów na udźwignięcie żałoby po ukochanej.
Nic nie jest tak jak kiedyś, on nie jest taki jak kiedyś, ale to nie powstrzymuje go w wypełnianiu swojego powołania – zawsze zjawia się na czas tam, gdzie akurat go potrzebują, nawet kiedy nie jest w mundurze; w końcu służba w armii dobrego dzieła to nie praca, tylko sposób na życie.

When I am called to duty, God wherever flames may rage,
give me strength to save a life, whatever be its age.
Help me to embrace a little child before it's too late,
or save an older person from the horror of that fate.
Enable me to be alert to hear the weakest shout,
and quickly and efficiently to put the fire out.
I want to fill my calling and to give the best in me,
to guard my neighbor and protect his property.
And if according to your will I have to lose my life,
bless with your protecting hand my loving family from strife.

odautorsko
no to idziemy na pierwszy ogień. na zdjęciu thom morell, a kartę sponsorują Kenny Wayne Shepherd Band z singlem Blue on Black. nate gdzieś już szukał szczęścia, ale to dawno i nieprawda, więc próbujemy tutaj. Chętnie przytulimy jakieś przyjazne duszyczki: kogoś, komu być może uratował kota albo pożyczył cukier; kogoś, kto by z nim pił w barze u Molly i próbował zaciągnąć do Oceany; jakąś bliską przyjaciółkę i mniej bliską znajomą od nocnych schadzek; do koloru, do wyboru.

5/12/2019

Lilith "Shelby" Beaumont



neutralna, jednak gdyby musiała, opowiedziałaby się za buntownikami
bez kręgu, bo chadza ścieżkami samotnego wilka

Czym jest prędkość? Oddechem. Wibruje w moich żyłach. Wypełnia mnie całą, parując przez skórę. Załamuje przestrzeń na granicy przepuszczalności danych. Zbiera bezwartościowe emocje i nadaje im właściwą formę. W tym szaleństwie zarzyna obawę i wikła w podniecający romans ze śmiercią. Na ostrzu noża budzi łaknienie niebezpieczeństwa. Całując skroń cicho szepcze: Prędzej… Składa obietnicę zwycięstwa. Zakorzenia się głęboko, truje adrenaliną. Rości sobie nieśmiertelne prawo władania Tobą. Podążasz więc za jej słodkim rozkazem nie znając lęku. 

Uzależnia. Łamie ograniczenia. Podstępnie zabija. 
Tylko prędkość może mnie zabić.

Kiedyś odbijała się w obiektywach, a dziś pod osłoną nocy króluje na ulicach w swoim czarnym BMW. Za dnia natomiast przesiaduje w warsztacie, przywracając świetność wyblakłym gwiazdom motoryzacji. Mimo, że od roku zarządza tym dochodowym interesem, nie odmawia sobie przyjemności zaglądania pod maskę. W końcu to największa frajda w byciu mechanikiem! Nie umiałaby się bez tego zorganizować, nie radzi sobie bowiem z nadwyżką czasu. Ciągle musi coś robić, poświęcać czemuś uwagę, skupiać się. Zdecydowanie można nazwać ją pracoholiczką, a jakby tego było mało - maniaczką aut. Nie tylko doskonale wie, jak leczyć samochodowe dolegliwości, ale także świetnie dogaduje się z nimi na drodze. Jest wyśmienitym kierowcą, co pozwala jej dostatnio żyć. Jeśli startuje w wyścigu, mało kto ma odwagę, by się z nią mierzyć z prostej przyczyny: Shelby nie przegrywa. A przynajmniej z taką opinią spotkasz się wypytując innych ścigantów.

Pseudonim przylgnął do niej parę lat temu, kiedy to jeździła poczciwą Shelby GT500. Obecnie w garażu trzyma drapieżne BMW M6 oraz kultowego Chevroleta Camaro SS z 1967 roku. Rzadko zdarza jej się fatygować starego muscle'a, z racji że wszędzie chodzi piechotą (o ile akurat nie ma zamiaru się ścigać). Kocha te samochody równie mocno co swoje wilki (które z resztą zabiera ze sobą do pracy, bo po co płacić stróżom, skoro ma się pod ręką dwie wielkie, czarne bestie)? BMW wygrała w ulicznych zmaganiach, natomiast Chevrolet jest jej ostatnią spuścizną po ojcu, który dziesięć lat temu oddał życie w powstaniu przeciwko Radzie. Po jego śmierci przyrzekła sobie, że nie będzie mieszać się w politykę, jednak jeśli postawią ją przed wyborem - niechybnie wybierze buntowników. 

Nie radzi sobie ze swoimi umiejętnościami. Nigdy nie interesowała się tym, by je szlifować. Jej życie w całości pochłonął ojciec i ich wspólna pasja, dlatego zdarza się, że w chwili, w której przeżywa szczególnie silne emocje, całkiem przypadkowo podpala jakiś przedmiot. Czasem ogień zajmuje jej dłonie, aczkolwiek płomienie nie wyrządzają jej krzywdy. Jeśli uda jej się wzniecić pożar w miejscu przez nią pożądanym - to jest to prawdziwy sukces. Musi się wtedy naprawdę mocno skupić i cholernie tego chcieć. Ostatni raz udało jej się z zamysłem zrajać brwi natrętowi w college'u. Więc... tak, bardzo dawno temu. Należy też wspomnąć, że magii używa niezwykle rzadko, bo po prostu nie potrzebuje jej na co dzień.

Jej charakter również pozostawia wiele do życzenia, mimo że kształtuje się już od wielu lat. Jako mała dziewczynka nie wyróżniała się niczym szczególnym poza tym, że otaczała się chłopcami, kolekcjonowała miniaturowe modele samochodów, uczyła się bić i kopała piłkę, zamiast bawić się lalkami. Była radosna, ufna i uczciwa. Do tej pory w zasadzie niewiele się zmieniło, poza tym, że nauczyła się chronić swoją dobroć, którą w przeszłości niejednokrotnie wykorzystywano. Stąd w kontakcie bywa zdystansowana, a momentami nawet agresywna. Lubi panować nad sytuacją, często dominuje relację z drugą osobą, by utrzymać kontrolę. Potrzebuje tego, by czuć się bezpiecznie. Nie poskąpiono jej również pewności siebie, choć takie ciągłe ukrywanie się za maską zimnej suki wymaga od niej sporo wysiłku, bo to nie jest jej prawdziwe oblicze. Swoje ja chowa głęboko pod skorupą przezornej nonszalancji, a wszystko po to, by nie dać się skrzywdzić. W rzeczywistości chciałaby mieć w pobliżu kogoś, kto zapewni jej stabilizację. Jak każda zwyczajna kobieta marzy o miłości, a w dalszej przyszłości, być może o rodzinie. Pragnie stworzyć dom, taki w jakim sama dorastała. Taki, do którego chce się wracać. Ciepły. Póki co w pełni zadowala ją jednak przytulne mieszkanko w centrum, mimo że bywa w nim rzadko.

trivia | album | powiązania
___________________________________________________________
Dzień dobry. Witamy się cieplutko z Shelby. Desperacko poszukujemy powiązań, bo znudziło nas zaczynanie od zera. Fajnie byłoby, gdyby znalazł się ktoś, kto by ją czegoś nauczył, a także ktoś, przy kim mogłaby być sobą. Miłości, przyjaźnie, wrogowie - bierzemy wszystko! Kontakt: 10608456, natomiast mordki użyczyła fenomenalna Nina Dobrev. Warsztacik razem z opisem wrzucę niebawem w komentarzu pod miejscami pracy.
fvfd

Desiree Torres



Desiree Torres

  IMIONA:   DESIREE FIAMMETTA


  DATA URODZENIA:   17 LIPCA 1988 ROKU


  OBYWATELSTWO   AMERYKAŃSKIE


  STAN CYWILNY:   ZAMĘŻNA


  WYKSZTAŁCENIE:   WYŻSZE


  ZATRUDNIENIE:   STEWARDESSA


Do Ameryki przypłynęła jako niespełna ośmioletnie dziecko razem z dwójką hiszpańskich imigrantów, choć jej korzenie sięgają jeszcze dalej w głąb kontynentu europejskiego. Matka z miłości do wytwórcy tłustych przekąsek zrzekła się podwójnego obywatelstwa (co za tym idzie – powiązań z Francją, gdzie przyszła na świat, a także z Włochami, skąd z kolei wywodził się dziadek Desiree). Na zmianę mocują się w niej zatem porywczość charakterystyczna dla ludzi południa, namiętności przypisywane Włochom i zasadnicza, francuska wytworność wpojona bezpośrednio z wychowaniem. Na niewiele zdaje się jednak wychowanie, kiedy serce zajmuje się ogniem, a krew pieni w żyłach i choć próbuje, nie zawsze potrafi powściągnąć wszystkie nieidealne emocje, co z reguły odbija się potem na jej sumieniu wielką, tłustą plamą. 

Pamięta dni, kiedy odbijało się nie tylko na sumieniu, ale także na ciele. Surowe warunki Bronksu, choć nie sprzyjały ogładzie, długo uczyły ją pokory poprzez otarcia, siniaki i złamania. Z czasem uzmysłowiła sobie, ile kosztuje niewyparzony język i odtąd częściej trzyma go w zamknięciu, za szczelnie zaciśniętymi zębami. Starannie waży wypowiadane słowa, a wiele zasłyszanych informacji zachowuje dla siebie, wzburzenie maskując ciszą, natomiast przykrości – wyuczonym uśmiechem. Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę, jak szeroką gamę emocji jest w stanie w sobie zmieścić, bowiem zdecydowana większość postrzega ją przez pryzmat pozorów, którymi lubi się otaczać dla zabezpieczenia przed gradem niewygodnych pytań i świętego spokoju. 

Ma suche, wiecznie pogryzione usta, które dla niepoznaki nawilża miodem oraz jakąś dziwną plątaninę blasków i cieni w dużych, czarnych oczach. Spojrzenie z reguły nie spaja się u niej z uniesieniem kącików warg, przynajmniej do czasu, kiedy wchodzi na podkład samolotu, gdzie oddycha z wyraźną ulgą, zupełnie jakby ktoś zdjął jej z piersi milowy głaz. Oderwaniu się kół od pasa startowego towarzyszy spokój – w powietrzu czuje się wolna, a wszystkie troski i zmartwienia zostawia na lądzie, zapominając o nich na czas lotu. Praca znaczy dla niej o wiele więcej, niż byłaby skłonna przyznać; stanowi swego rodzaju ucieczkę przed demonami przeszłości, a te mogą dopędzić ją w każdej chwili.  

MORE                     LINKS
Odautorsko: Cześć, to znowu ja, tym razem ze spóźnionym o parę dni prezentem urodzinowym dla pewnego przystojnego pilota. Zakładki jak zwykle odkładam w czasie. Absolutnie nic się tu nie stało, słowo honoru. Limit: 2/4