1/07/2019

She wore a smile like a loaded gun


Dianne Beaumont
członkini gangu Eternity — prawa ręka szefa — uczestnik nielegalnych wyścigów samochodowych
Diabelnie trudna w obejściu, irracjonalnie pociągająca zołza z własnym światopoglądem. Karkołomnie szczera zawsze ujmie sobie z duszy Twoim kosztem. Nie licz że będzie ściemniać i ubarwiać, o ile nie uzna tego za stosowne (warto pamiętać, że stosowność to w jej przypadku słowo poważnie nad wyraz, a rezerwy cierpliwości równają się zeru). Chwyta niesforną granicę między subtelnością, a przegięciem i modeluje ją przed światem wedle zachcianek, co czyni ją dobrą aktorką. Nikt nie próbował jej definiować ani zamykać w określonych ramach. Ludzie mają zwyczaj negować to czego nie obejmują parszywą inteligencją. Nie ugina się pod władzą. Nie potrzebuje zwierzchnictwa, nie jest niczyją podwładną. Nie musi ślepo wykonywać poleceń, nie czuje takiego obowiązku. Postać nierychło gnąca karku. Wie kiedy się ukorzyć, lecz nigdy nie przychodzi to łatwo. Zwykle wymaga od Ciebie determinacji i lat ciężkiej pracy. Lub odpowiednich okoliczności. Mimo to... Pragniesz jej. Jest elastyczna, co się rozwlekać. Szpakami karmiona. Jako najwyższą wartość przyjmuje własne dobro, bo cudze ją przytłacza. Łagodnieje z flachą w ręku. W stanie upojenia jest znakomitą retorką, wtedy można dojść z nią do jakiejkolwiek ugody. Na trzeźwo poddaje się rozkoszom obserwacji, analizuje, trawi. Preferuje zimną kalkulację a wysnute wnioski zachowuje dla własnych potrzeb, by w przyszłości zrobić z nich użytek. Zebrane informacje z lekkością przekuje w odwet, więc uważaj jakie słowo wymieniasz w polu jej słuchu.

Opiewał ją mrok. Kojarzyła mi się z pechem, który tylko czeka, aby się komuś przytrafić. Stary! Na takiego pecha mógłbym czekać całe życie. Skrajnie nieprzyzwoita i roznegliżowana urabiała spojrzeniem, z bezczelnością prostytutki siejąc spustoszenie pośród pewnych zasad moralnych. Ponoć oblizuje warg, gdy obiera śliskie myśli, tak powiedział mi kumpel, ponoć miał okazję testować jej gibkość. Ponoć gryzie.
Wtedy miałem ją przed sobą. Urodą wpisywała się w klasyczne kanony piękna, ale wiedziała jak okręcić bioder przed mężczyzną. Źrenice obleczone w zwodniczą okowę tęczówek hipnotyzowały głębią, usta płonęły żarem zwierzęcego uśmiechu. Przesuwała okiem za moim sygnetem, lubieżnie przegięta przez alkoholowe ramię nieprzystojnego tancerza. Na powierzchni skóry pośmiertnym ruchem pełzał frostowy dym... Mieszał się z dębowym zapachem jej ulubionej whisky, wspomnieniem potu. Wszystko unosiło się pod lotnym śladem drogich perfum — ich słodycz była chyba jedyną subtelnością jej postaci.
Przewinęła się w krokodylim piruecie wychodzącym z pijackiej łapy. Nie przejmowała inicjatywy, oddawała się muzyce, bit przenikał jej ciało. Czułem ją, była blisko, wszystko wokół załamywało się w różnobarwnej gamie świateł i traciło na ostrości; wszystko z wyjątkiem tej długonogiej zjawy.
Partner nieroztropnie zostawił ją, by osuszyć kolejny kielich, zupełnie jakby nie bał się, że ktoś zaraz zwinie mu ją sprzed nosa. Na moment straciłem ją z pola widzenia, a gdy nabrałem dzikiej ochoty, by jeszcze raz przewlec głodnym okiem po odsłoniętych skrawkach piersi, mój wzrok napotkał ją u wyjścia z lokalu. Zmierzyłem uważnie jej rewers, zwłaszcza zwieńczenie smukłych pleców. Tam, niczym druga skóra, kładł się materiał czarnej jak noc sukienki, uwydatniając miękkie linie kobiecej figury. 
W końcu zniknęła mi z oczu. Ostatnie co pamiętam, to jasna skóra brutalnie odcinająca od kreacji, talia osy i krągłe biodra przesuwające się z uwodzicielską nonszalancją, kiedy rozmywała się w ciemności za rogiem. Równolegle nad barem przetoczyły się przekleństwa.
Wtedy zrozumiałem — okradła go. 


POWIĄZANI                                                                        WIĘCEJ
Czym jest prędkość? Oddechem. Wibruje w żyłach, parując przez skórę. Załamuje przestrzeń na granicy przepuszczalności danych. Zbiera bezwartościowe emocje i nadaje im właściwą formę. W tym szaleństwie zarzyna obawę i wikła w podniecający romans ze śmiercią. Na ostrzu noża budzi łaknienie niebezpieczeństwa. Całując skroń cicho szepcze: Prędzej… Składa obietnicę zwycięstwa. Zakorzenia się głęboko, truje adrenaliną, wypiera lęk. 

Uzależnia. Łamie ograniczenia. Podstępnie zabija.

Tylko prędkość może mnie zabić.
Borze szumiący, ssę w karty postaci, przepraszam.
Zakładki pojawią się na dniach, całokształt jeszcze zmienię.

WĄTKI: Roy, Nico (2/4)