2/18/2019

[KP] Potwory umysłu są znacznie gorsze niż te istniejące naprawdę. Strach, zwątpienie i nienawiść okaleczyły więcej osób niż jakiekolwiek zwierzęta








aurora montrose
14 XII 2005 × MUGOLAK × V ROK NAUKI W GRYFFINDORZE 
LIKANTROPIA ŁAGODZONA WYWAREM TOJADOWYM
KOŁO ALCHEMICZNE × KOŁO ELIKSIRÓW


  KOLIGACJE     WIĘCEJ     HISTORIA   
Odkąd pamiętasz, ojciec powtarzał, że najważniejsze jest, by nawet w chwilach zwątpienia nie zapomnieć o byciu człowiekiem. By być  zawsze dobrym, sprawiedliwym i okazywać pomoc, także tym, którzy sprawiają Ci przykrość. Nie da się naprawić świata — mówiłMożna jednak próbować. 
Kiedy po raz pierwszy staliście na peronie 9 i ¾, przykucnął przed Tobą i uśmiechnął się z dumą, palcami ścierając z pucołowatych policzków gorące łzy. Zdawał się nie widzieć jak brzydko płaczesz, jak bardzo nie chcesz opuszczać rodzinnego domu. Był to dzień, w którym przekazał Ci największą, życiową mądrość: Uśmiechaj się, Rory. Uśmiech to najpotężniejsze zaklęcie. 

Pierwszy rok był koszmarem. Przyzwyczajona do matczynej nadopiekuńczości, raczej pozbawiona towarzystwa rówieśników, a przez to lękliwa, ciężko znosiłaś rozłąkę z miejscem, gdzie przyszłaś na świat. Przez pracę i starte do krwi dłonie nauczono Cię pokory, która wcale nie pomagała wejść w nową społeczność, a naiwność często była powodem zaczerwienionej ze złości twarzy i zaciśniętych mocno piąstek. Uzbrojona w ojcowską wiedzę, wszelkie upokorzenia zbywałaś dobrą miną. Zbyt łagodna, zbyt ułożona, zbyt nieznacząca, by zerwać z piętnem pochodzenia, mogłaś jedynie uśmiechać się, tak jak Cię poinstruowano. Uśmiechałaś się w obliczu zniewagi, uśmiechałaś się, nie mogąc przyzwać miotły, uśmiechałaś się zawsze, kiedy zbierało Ci się na płacz i przez to po szkole rozeszło się: Nie dość, że szlama, to jeszcze niespełna rozumu.
Uśmiech Ci pomógł. Stał się Twoją zasłoną, za którą nauczyłaś się chować wszelkie bolączki. Twoją tarczą, od której odbijały się wszystkie złośliwości. Z czasem dzięki niemu zdobyłaś przyjaźń: to ona uświadomiła Ci, że nie krew definiuje człowieka, a jego czyny. Nie odbudowała jednak zrujnowanej samooceny, ani pewności siebie, przez co ciężko Ci wykrzesać co trudniejsze zaklęcia, które na piątym roku są już niemal codziennością.
Teraz wszystko jest inaczej. Już nie wytykają Cię palcami dlatego, że nie masz rodowodu Blacków. Teraz śmieją się, kiedy podejmujesz kolejne nieudane próby ujarzmienia miotły lub wysadzasz kociołki na zajęciach z eliksirów, a Ty śmiejesz się razem z nimi, bo weszło Ci to w nawyk.
Nie jesteś smutna, co najwyżej zmęczona. Jeszcze nie pogodziłaś się z myślą, że nic w życiu nie osiągniesz. Porażki irytują coraz bardziej i coraz bardziej napędzają do działania. Traktujesz je jako próbę charakteru i wciąż od siebie wymagasz, nawet, jeśli nie widzisz postępów. Przytyki już nie bolą, wszak dajesz z siebie wszystko i już tylko czasem płaczesz w ciemnym kącie, kiedy nikt nie widzi. Nie dlatego, że jesteś głupią, nieuzdolnioną szlamą. Płaczesz, bo wiesz, że przegrałaś ze wszystkimi, którzy kiedykolwiek wbili Ci szpilę. Płaczesz, bo wiesz, że od początku mieli rację, a Ty, pomimo usilnych starań, nie jesteś w stanie tego zmienić.
Na co dzień nie dajesz odczuć, że coś jest nie tak: walczysz ze sobą tylko w swojej głowie, a w najczarniejszych chwilach powtarzasz jak mantrę, że bycie czarodziejem to nie wszystko. Nie wyczarowałaś patronusa, ani nie zapisałaś się na kartach historii szkoły — za to nie zapomniałaś o byciu człowiekiem. Wbrew wszystkiemu wciąż masz w sobie dobro, którym dzielisz się z innymi i nigdy nie wahasz się, by podać pomocną dłoń, a przecież to miało być w życiu najważniejsze.
Może jeszcze nie przegrałaś wszystkiego.

Brak wiary w siebie jest chorobą. Jeśli stracisz panowanie
nad tym, wątpliwości staną się twoją rzeczywistością.

Witam serdecznie z drugą postacią chyba mnie pokręciło, ale nie mogłam przepuścić szansy na stworzenie wilkołaka (o likatropii celowo się nie rozwodziłam, będzie o tym osobna notka). Karta wyszła smętna, ale Rory to w gruncie rzeczy pocieszny promyczek, w dodatku wcale nie jest aż tak beznadziejna, po prostu pod presją otoczenia wykształciła zdeformowany obraz samej siebie. Na zdjęciu nieznana mi pani (jeśli ktoś jest w stanie ją zidentyfikować, będę wdzięczna za informację), w tytule Christopher Paolini, cytat to słowa Johna Flanagana, a rameczka pochodzi z Kącika Kodowania. Reszta to moja wesoła próba stworzenia czegoś estetycznie i merytorycznie znośnego. Staram się wygrzebać z zaległości, dlatego nakładam sobie limit, a zakładki dopracuję z czasem. Szukamy wymienionej w karcie przyjaźni, a poza tym ludzi, przy których Aurora w końcu uwierzy w siebie i wydobędzie swój magiczny potencjał. Niech ktoś ją przytuli, chętnie przygarniemy jakąś miłą panią. WĄTKI: 3/4    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz