12/12/2019




„The type”
If you grow up the type of woman men want to look at,
You can let them look at you
But do not mistake eyes for hands.

Or windows.
 Or mirrors.

Let them see what a woman looks like.
They may have not ever seen one before.

 If you grow up the type of woman men want to touch,
You can let them touch you.
Sometimes, it is not you they are reaching for.
Sometimes it is a bottle, a door, a sandwich, a Pulitzer — another woman.
But their hands found you first.

Do not mistake yourself for a guardian
 Or a muse or a promise or a victim or a snack.
You are a woman — skin and bones, veins and nerves, hair and sweat.
You are not made out of metaphors, not apologies, not excuses.

5/23/2019

Rory

aurora rory chávez
właśc. Aurora Carolyn Sofía Chávez
Maybe some girls are not meant to be tamed.
Maybe they are supposed to run wild
until they find someone just as wild to run with.
Ma burzę kasztanowych włosów wiecznie potarganych wiatrem, których nienawidzi i które w efekcie ścina do poziomu żuchwy, ilekroć straci do nich cierpliwość.  Jej dłonie są szorstkie, naznaczone tuzinem niewielkich blizn, a za paznokciami często chowają się resztki smaru, których choćby chciała, nie jest w stanie całkowicie usunąć – dlatego zawsze ścina je do zera i maluje na czarno. Patrzy zbyt długo, zbyt intensywnie, mówi za dużo albo za mało, śmieje się za głośno i cała jest jakaś taka za, ale niewiele ją to obchodzi. Życie od początku uczyło ją, że żeby być widoczna, musi być głośna, wyrazista, reagować mocno i nigdy się nie ustępować. Zawsze była tym drugim, mniej istotnym dzieckiem, gdzieś z boku, na doczepkę, zawistnie spoglądając na brata i zazdroszcząc mu ojcowskiej miłości, którą on dostał na starcie, a na którą ona musiała pracować. We wszystkim zawsze musiała być lepsza, o wszystko musiała się starać i prosić – w przeciwnym razie ojciec nigdy nie zabrałby jej ze sobą na tor, na który tak chętnie zabierał Josha, nie pokazałby jej, jak wygląda praca w warsztacie i tym samym nie nadał jej egzystencji obecnego kształtu.
W wieku piętnastu lat oznajmiła, że chciałaby kiedyś pracować przy samochodach. Już wtedy wiedziała, że to mógłby być jej sposób na siebie, ale jej słowa przeszły bokiem i to zmotywowało ją równie mocno, co wzburzyło krew w jej żyłach. Gdyby nie to, że została wtedy zbyta pobłażliwym uśmiechem, nie przeszłaby największej lekcji pokory i wytrwałości, jakiej udzieliło jej życie, bowiem odbudowanie samochodu niemal od zera to nie byle gratka. Nie zrobiła tego zupełnie sama, posiłkując się doświadczeniem ówczesnych pracowników ojca, niemniej jednak w kilka miesięcy udało jej się sprawić, że niekompletny dotychczas silnik obudził się do życia po ponad dwudziestu latach milczenia – a kiedy już się obudził, zadbała, by usłyszeli go absolutnie wszyscy w promieniu kilometra, prawdopodobnie płosząc tym ptaki z drzew, a co starszych mieszkańców przedmieść przyprawiając o migotanie przedsionków.
To było wystarczająco dużo, by na chwilę znaleźć się w centrum zainteresowania rodziny. Aurora wiedziała dokładnie, co zrobić, by rozpalić w ojcu dumę, tak, by klepał ją po ramieniu i chwalił się nią znajomym, a co najważniejsze, zgodził się finansować dalsze prace nad samochodem, z którym poczuła nić połączenia: oboje zeszli na drugi plan. Ilekroć utknęła w martwym punkcie, naderwała sobie paznokieć, nabiła guza lub zraniła w rękę, wyobrażała sobie pęd powietrza, kiedy wreszcie pozwoli mu ponownie rozwinąć skrzydła – dla tego uczucia mogła doświadczyć tego wszystkiego jeszcze niezliczoną ilość razy.
Zajęta wiecznym udowadnianiem sobie, że jest wystarczająco dobra, wystarczająco bystra, po prostu wystarczająca, nie miała czasu nauczyć się, jak zatrzymywać przy sobie ludzi na dłużej, stąd też nigdy nie zabiegała o znajomości. Raz miała chłopaka, w liceum, ale do dziś nie jest w stanie stwierdzić, co pchnęło ją w jego ramiona, skoro już wtedy wiedziała, że nie jest w nim zakochana. Nie zrobiło jej się przykro, kiedy zerwał z nią na oczach jednej czwartej szkoły, po wszystkim odczuwając jedynie ulgę, że nikt nie będzie jej już ograniczał i próbował zmieniać – bo lubiła to, jaka jest.
A jest nie do powstrzymania.
Can we pretend...
13 LUTEGO 1990 roku, Vermontville, Karolina Północna — córka byłego kierowcy NASCAR i niepracującej pani domu —  ABSOLWENTKA Lee College of Engineering — od 2008 ROKU dumnie obsadza stanowisko mechanika w warsztacie ojca — DWULETNIĄ, OBIECUJĄCĄ KARIERĘ KIEROWCY WYŚCIGOWEGO ZAKOŃCZYŁA w WIELKIM KRAChu na charlotte motor speedway podczas swojego pierwszego wyścigu W NASCAR w 2014 roku — work hard, play hard — stała bywalczyni barów i niekwestionowana mistrzyni parkietu — Sąsiadki gadają, że jest zimna, ale to nieprawda - po prostu jeszcze nikt nie wpadł na to, Że marzy jej się randka w kinie samochodowym — często znika na parę dni, ale zawsze wraca, by na czas uporać się z obowiązkami — więcej — powiązania — historie
...that airplanes in the night sky are like shootin' stars?
Miała być wesoła pani i jest, ale nie umiem w karty i znowu nie oddałam postaci tak, jak chciałam. 
Zakryjcie, proszę.

5/15/2019

Nathaniel Hawthorne



nathaniel hawthorne

data i miejsce urodzenia
14 grudnia 1985, charlotte, NC

adres zamieszkania
21 Brentwood Drive

ZATRUDNIENIE
kapitan w remizie strażackiej nr 34

stan cywilny
wdowiec

metryka
192 cm, 89 kg, szarobłękitne oczy, ciemnoblond włosy

znaki szczególne
blizna pod lewym okiem, tatuaże, ślady poparzeń


Whisper on a scream Doesn't change a thing, Doesn't bring you back
W Vermontville nie ma chyba osoby, która nie wie (lub przynajmniej nie kojarzy) kim jest Nathaniel Hawthorne – jego dziadkowie byli jednymi z pierwszych osadników świeżo wybudowanego osiedla. Wprowadzili się tu niedługo po ślubie z jedynym synem, który w dorosłości wziął za żonę córkę Christophera Bakewella, miejscowego producenta mebli. Z tego związku narodził się chłopiec o dużych, błękitnych oczach, odziedziczonych po matce. Wychowany konserwatywnie, zgodnie z wiarą chrześcijańską, już jako mały berbeć co niedziela uczęszczał na mszę, przez kilka lat pełniąc posługę przy ołtarzu, z której zrezygnował przed pójściem do szkoły średniej. 
Starsi mieszkańcy przedmieść pamiętają go jako uśmiechnięte, ułożone dziecko z burzą blond loków na głowie – nie sprawiał rodzicom problemów i choć nie był już ministrantem, pozostał ich skarbem i dumą, świecąc jako wzór dobrego wychowania: nigdy nie przeżył okresu buntu, ani nie prosił o kieszonkowe, zamiast tego wyprowadzając psy sąsiadów, kosząc im trawniki lub wykonując inne, nieskomplikowane prace. 
W wieku szesnastu lat zaciągnął się do ochotniczej straży pożarnej i od tamtej pory remiza stała się jego drugim domem. Ani myślało mu się iść na studia, bo odkąd pierwszy raz ściągnął z drzewa przerażonego kota, po chwili wręczając go kilkuletniej dziewczynce, zrozumiał, że pomaganie ludziom to coś, czemu chce się oddać w życiu na pełen etat. Szczęśliwie rodzina nie naciskała, by kontynuował naukę po szkole średniej, wspierając go w podejmowanych wyborach praktycznie od samego początku.
Jego życie toczyło się dynamicznie, od zwalczania pożarów, przez usuwanie z dróg zwalonych podczas burzy drzew, do asystowania przy wszelkiej maści wypadkach lądowych. Gdzieś pomiędzy zakochał się i poślubił swoją licealną miłość, której z czasem kupił wymarzony dom z ogrodem, samochód i psa. Byli zgodnym małżeństwem, a ich cztery ściany wypełniało ciepło, serdeczność oraz bezgraniczna miłość. Spędzili razem piękne lata, ciesząc się sobą nawzajem i wspólnie szerząc pozytywne wibracje w najbliższym otoczeniu. Jedynym wybojem na wspólnej drodze życia okazały się trudności w poczęciu upragnionego dziecka, choć i to wydawało się być niewielką przeszkodą dla ich dwójki. Po długich staraniach pozwolili sobie na trochę odsunąć myśli od zakładania rodziny, w zamian rozpoczynając podróże wokół globu – w ten sposób zabijali zmartwienia, godząc się z myślą, że dziecko pojawi się, albo nie pojawi, a jeśli się nie pojawi, spróbują adopcji. W obu wypadkach mieli być równie szczęśliwi i zapewne byliby, gdyby los nie postanowił rozdzielić ich przedwcześnie.W życiu nie przyszłoby mu do głowy, że pewnego dnia ofiarą wypadku stanie się jego żona, a właśnie z takim rozwojem wydarzeń zmierzył się równo pięć lat temu. Niedługo po swoich trzydziestych urodzinach wspólnie z bracią strażacką gasił silnik, a następnie ciął blachy własnego samochodu, który po zderzeniu z drzewem przywodził mu na myśl zdeformowaną puszkę.
Millicent Hawthorne była pierwszą osobą, której nie udało mu się uratować i to jej stratę przyjął najbardziej dotkliwie – rozminął się z Bogiem, nabrał goryczy i złości, zaczął pić. Gdyby nie wsparcie kolegów z drużyny, zapewne ostałby przy kieliszku i nigdy więcej nie przestąpił kościelnego progu, jednak z odpowiednią dozą wsparcia udało mu się wyjść z załamania.
Teraz pija z umiarem i tylko czasami, kościół opuszcza na kwadrans przed mszą i przewodzi ludziom, którzy nauczyli go wszystkiego o byciu strażakiem.  Wciąż tęskni za żoną i regularnie odwiedza jej grób, zdając sprawozdania z tego, czego udało mu się dokonać i za każdym razem pozostawia po sobie świeżą różę, jej ulubiony kwiat. Na znak miłości i oddania, zaraz po pogrzebie, wytatuował go sobie na lewej piersi, co po części stanowiło jeden ze sposobów na udźwignięcie żałoby po ukochanej.
Nic nie jest tak jak kiedyś, on nie jest taki jak kiedyś, ale to nie powstrzymuje go w wypełnianiu swojego powołania – zawsze zjawia się na czas tam, gdzie akurat go potrzebują, nawet kiedy nie jest w mundurze; w końcu służba w armii dobrego dzieła to nie praca, tylko sposób na życie.

When I am called to duty, God wherever flames may rage,
give me strength to save a life, whatever be its age.
Help me to embrace a little child before it's too late,
or save an older person from the horror of that fate.
Enable me to be alert to hear the weakest shout,
and quickly and efficiently to put the fire out.
I want to fill my calling and to give the best in me,
to guard my neighbor and protect his property.
And if according to your will I have to lose my life,
bless with your protecting hand my loving family from strife.

odautorsko
no to idziemy na pierwszy ogień. na zdjęciu thom morell, a kartę sponsorują Kenny Wayne Shepherd Band z singlem Blue on Black. nate gdzieś już szukał szczęścia, ale to dawno i nieprawda, więc próbujemy tutaj. Chętnie przytulimy jakieś przyjazne duszyczki: kogoś, komu być może uratował kota albo pożyczył cukier; kogoś, kto by z nim pił w barze u Molly i próbował zaciągnąć do Oceany; jakąś bliską przyjaciółkę i mniej bliską znajomą od nocnych schadzek; do koloru, do wyboru.

5/12/2019

Lilith "Shelby" Beaumont



neutralna, jednak gdyby musiała, opowiedziałaby się za buntownikami
bez kręgu, bo chadza ścieżkami samotnego wilka

Czym jest prędkość? Oddechem. Wibruje w moich żyłach. Wypełnia mnie całą, parując przez skórę. Załamuje przestrzeń na granicy przepuszczalności danych. Zbiera bezwartościowe emocje i nadaje im właściwą formę. W tym szaleństwie zarzyna obawę i wikła w podniecający romans ze śmiercią. Na ostrzu noża budzi łaknienie niebezpieczeństwa. Całując skroń cicho szepcze: Prędzej… Składa obietnicę zwycięstwa. Zakorzenia się głęboko, truje adrenaliną. Rości sobie nieśmiertelne prawo władania Tobą. Podążasz więc za jej słodkim rozkazem nie znając lęku. 

Uzależnia. Łamie ograniczenia. Podstępnie zabija. 
Tylko prędkość może mnie zabić.

Kiedyś odbijała się w obiektywach, a dziś pod osłoną nocy króluje na ulicach w swoim czarnym BMW. Za dnia natomiast przesiaduje w warsztacie, przywracając świetność wyblakłym gwiazdom motoryzacji. Mimo, że od roku zarządza tym dochodowym interesem, nie odmawia sobie przyjemności zaglądania pod maskę. W końcu to największa frajda w byciu mechanikiem! Nie umiałaby się bez tego zorganizować, nie radzi sobie bowiem z nadwyżką czasu. Ciągle musi coś robić, poświęcać czemuś uwagę, skupiać się. Zdecydowanie można nazwać ją pracoholiczką, a jakby tego było mało - maniaczką aut. Nie tylko doskonale wie, jak leczyć samochodowe dolegliwości, ale także świetnie dogaduje się z nimi na drodze. Jest wyśmienitym kierowcą, co pozwala jej dostatnio żyć. Jeśli startuje w wyścigu, mało kto ma odwagę, by się z nią mierzyć z prostej przyczyny: Shelby nie przegrywa. A przynajmniej z taką opinią spotkasz się wypytując innych ścigantów.

Pseudonim przylgnął do niej parę lat temu, kiedy to jeździła poczciwą Shelby GT500. Obecnie w garażu trzyma drapieżne BMW M6 oraz kultowego Chevroleta Camaro SS z 1967 roku. Rzadko zdarza jej się fatygować starego muscle'a, z racji że wszędzie chodzi piechotą (o ile akurat nie ma zamiaru się ścigać). Kocha te samochody równie mocno co swoje wilki (które z resztą zabiera ze sobą do pracy, bo po co płacić stróżom, skoro ma się pod ręką dwie wielkie, czarne bestie)? BMW wygrała w ulicznych zmaganiach, natomiast Chevrolet jest jej ostatnią spuścizną po ojcu, który dziesięć lat temu oddał życie w powstaniu przeciwko Radzie. Po jego śmierci przyrzekła sobie, że nie będzie mieszać się w politykę, jednak jeśli postawią ją przed wyborem - niechybnie wybierze buntowników. 

Nie radzi sobie ze swoimi umiejętnościami. Nigdy nie interesowała się tym, by je szlifować. Jej życie w całości pochłonął ojciec i ich wspólna pasja, dlatego zdarza się, że w chwili, w której przeżywa szczególnie silne emocje, całkiem przypadkowo podpala jakiś przedmiot. Czasem ogień zajmuje jej dłonie, aczkolwiek płomienie nie wyrządzają jej krzywdy. Jeśli uda jej się wzniecić pożar w miejscu przez nią pożądanym - to jest to prawdziwy sukces. Musi się wtedy naprawdę mocno skupić i cholernie tego chcieć. Ostatni raz udało jej się z zamysłem zrajać brwi natrętowi w college'u. Więc... tak, bardzo dawno temu. Należy też wspomnąć, że magii używa niezwykle rzadko, bo po prostu nie potrzebuje jej na co dzień.

Jej charakter również pozostawia wiele do życzenia, mimo że kształtuje się już od wielu lat. Jako mała dziewczynka nie wyróżniała się niczym szczególnym poza tym, że otaczała się chłopcami, kolekcjonowała miniaturowe modele samochodów, uczyła się bić i kopała piłkę, zamiast bawić się lalkami. Była radosna, ufna i uczciwa. Do tej pory w zasadzie niewiele się zmieniło, poza tym, że nauczyła się chronić swoją dobroć, którą w przeszłości niejednokrotnie wykorzystywano. Stąd w kontakcie bywa zdystansowana, a momentami nawet agresywna. Lubi panować nad sytuacją, często dominuje relację z drugą osobą, by utrzymać kontrolę. Potrzebuje tego, by czuć się bezpiecznie. Nie poskąpiono jej również pewności siebie, choć takie ciągłe ukrywanie się za maską zimnej suki wymaga od niej sporo wysiłku, bo to nie jest jej prawdziwe oblicze. Swoje ja chowa głęboko pod skorupą przezornej nonszalancji, a wszystko po to, by nie dać się skrzywdzić. W rzeczywistości chciałaby mieć w pobliżu kogoś, kto zapewni jej stabilizację. Jak każda zwyczajna kobieta marzy o miłości, a w dalszej przyszłości, być może o rodzinie. Pragnie stworzyć dom, taki w jakim sama dorastała. Taki, do którego chce się wracać. Ciepły. Póki co w pełni zadowala ją jednak przytulne mieszkanko w centrum, mimo że bywa w nim rzadko.

trivia | album | powiązania
___________________________________________________________
Dzień dobry. Witamy się cieplutko z Shelby. Desperacko poszukujemy powiązań, bo znudziło nas zaczynanie od zera. Fajnie byłoby, gdyby znalazł się ktoś, kto by ją czegoś nauczył, a także ktoś, przy kim mogłaby być sobą. Miłości, przyjaźnie, wrogowie - bierzemy wszystko! Kontakt: 10608456, natomiast mordki użyczyła fenomenalna Nina Dobrev. Warsztacik razem z opisem wrzucę niebawem w komentarzu pod miejscami pracy.
fvfd

Desiree Torres



Desiree Torres

  IMIONA:   DESIREE FIAMMETTA


  DATA URODZENIA:   17 LIPCA 1988 ROKU


  OBYWATELSTWO   AMERYKAŃSKIE


  STAN CYWILNY:   ZAMĘŻNA


  WYKSZTAŁCENIE:   WYŻSZE


  ZATRUDNIENIE:   STEWARDESSA


Do Ameryki przypłynęła jako niespełna ośmioletnie dziecko razem z dwójką hiszpańskich imigrantów, choć jej korzenie sięgają jeszcze dalej w głąb kontynentu europejskiego. Matka z miłości do wytwórcy tłustych przekąsek zrzekła się podwójnego obywatelstwa (co za tym idzie – powiązań z Francją, gdzie przyszła na świat, a także z Włochami, skąd z kolei wywodził się dziadek Desiree). Na zmianę mocują się w niej zatem porywczość charakterystyczna dla ludzi południa, namiętności przypisywane Włochom i zasadnicza, francuska wytworność wpojona bezpośrednio z wychowaniem. Na niewiele zdaje się jednak wychowanie, kiedy serce zajmuje się ogniem, a krew pieni w żyłach i choć próbuje, nie zawsze potrafi powściągnąć wszystkie nieidealne emocje, co z reguły odbija się potem na jej sumieniu wielką, tłustą plamą. 

Pamięta dni, kiedy odbijało się nie tylko na sumieniu, ale także na ciele. Surowe warunki Bronksu, choć nie sprzyjały ogładzie, długo uczyły ją pokory poprzez otarcia, siniaki i złamania. Z czasem uzmysłowiła sobie, ile kosztuje niewyparzony język i odtąd częściej trzyma go w zamknięciu, za szczelnie zaciśniętymi zębami. Starannie waży wypowiadane słowa, a wiele zasłyszanych informacji zachowuje dla siebie, wzburzenie maskując ciszą, natomiast przykrości – wyuczonym uśmiechem. Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę, jak szeroką gamę emocji jest w stanie w sobie zmieścić, bowiem zdecydowana większość postrzega ją przez pryzmat pozorów, którymi lubi się otaczać dla zabezpieczenia przed gradem niewygodnych pytań i świętego spokoju. 

Ma suche, wiecznie pogryzione usta, które dla niepoznaki nawilża miodem oraz jakąś dziwną plątaninę blasków i cieni w dużych, czarnych oczach. Spojrzenie z reguły nie spaja się u niej z uniesieniem kącików warg, przynajmniej do czasu, kiedy wchodzi na podkład samolotu, gdzie oddycha z wyraźną ulgą, zupełnie jakby ktoś zdjął jej z piersi milowy głaz. Oderwaniu się kół od pasa startowego towarzyszy spokój – w powietrzu czuje się wolna, a wszystkie troski i zmartwienia zostawia na lądzie, zapominając o nich na czas lotu. Praca znaczy dla niej o wiele więcej, niż byłaby skłonna przyznać; stanowi swego rodzaju ucieczkę przed demonami przeszłości, a te mogą dopędzić ją w każdej chwili.  

MORE                     LINKS
Odautorsko: Cześć, to znowu ja, tym razem ze spóźnionym o parę dni prezentem urodzinowym dla pewnego przystojnego pilota. Zakładki jak zwykle odkładam w czasie. Absolutnie nic się tu nie stało, słowo honoru. Limit: 2/4 

4/17/2019

Elizabeth Ramsey v. 2



        Elizabeth Ramsey

14 XII 1984, New York  ——  auto-mechanic  ——  usaf ready reserve
Ludzie są źli z natury, doktorze. Nie muszę oglądać zamku jakiegoś szalonego barona, żeby to wiedzieć. Nic w nich nie ma, tylko chęć zaznania przyjemności. Nic, tylko instynkt. Kochają dzieci, bo kochają własne uczucie do nich. Swoją własność. Kiedy płaczą po czyjejś śmierci, to tylko nad sobą. To jedyne zwierzęta zdolne do bezinteresownej podłości.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Etiam blandit nunc at odio blandit, vitae fermentum odio tincidunt. In hac habitasse platea dictumst. Duis eget libero sagittis, convallis erat at, ultricies ante. Sed luctus urna non ex rhoncus, a lobortis dolor semper. Aliquam et purus mauris. Integer ut metus non augue rutrum commodo. Nulla sit amet convallis urna, ut imperdiet ligula. Aenean leo risus, fringilla non turpis imperdiet, porttitor maximus lectus. In auctor posuere nulla, vitae scelerisque metus rhoncus quis. Vestibulum nec blandit elit. Pellentesque blandit sapien ut efficitur accumsan. Aliquam blandit in justo quis tristique.

Nunc fringilla dolor in lacinia pharetra. Sed imperdiet, est non iaculis convallis, elit nulla posuere ligula, in elementum neque orci sit amet elit. Nullam vitae purus purus. Donec sit amet purus rhoncus, tincidunt turpis ut, vestibulum nisl. Duis et sem sodales, mattis tellus eu, porta magna. Suspendisse porttitor vitae justo eget lacinia. Sed feugiat erat at viverra finibus. Morbi aliquam odio ac est tristique fringilla. Integer aliquet enim nulla, et placerat lacus dignissim nec. Curabitur condimentum arcu eu felis euismod, et accumsan dui iaculis. Proin sit amet enim sit amet sem vehicula finibus et ut arcu.

Aliquam sodales aliquet velit, nec varius justo venenatis ut. Sed erat dui, posuere ac pellentesque eget, mattis et magna. Nunc vel sapien sodales, euismod elit at, vehicula ipsum. Nam mattis rhoncus urna non aliquet. Suspendisse semper arcu ipsum, sed finibus massa porta id. Nam in urna urna. Duis sed eros bibendum, dictum ante in, lobortis lorem. Nunc gravida nec dui non placerat.

Class aptent taciti sociosqu ad litora torquent per conubia nostra, per inceptos himenaeos. Donec viverra scelerisque nunc, non rhoncus leo venenatis eu. Morbi convallis nulla leo. Vestibulum id tempus risus. Phasellus imperdiet, ligula et sollicitudin faucibus, quam dui posuere enim, quis sodales sem purus in dolor. Integer facilisis hendrerit sem, at dictum nibh dapibus at. Donec porttitor lacinia pulvinar. Nulla viverra elit nec cursus dictum. Praesent sed odio rutrum, laoreet nulla sit amet, ultricies nibh. Aliquam vitae purus eget tellus iaculis posuere quis consectetur tellus.

◄●►

Jenavieve McCarthy





19 IX 1990, DUBLIN  CCI5* EVENTER  IRISH EQUESTRIAN TEAM

Człowiek podobno składa się z czterech warstw. Bywa, że z trzech, w zależności od tego, w co wierzy. Standardowo jednak istotę ludzką budują na równi rozum, dusza, serce oraz ciało i stąd lubujemy się w twierdzeniu, że jesteśmy bytem złożonym. Prawdę powiedziawszy nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Kiedyś sądziłam, że człowiek ma niebywałą skłonność wybierać to, co dla niego najgorsze. Teraz wiem, że to nie kwestia wyboru, a nieodłączna część naszej natury. Widzę, że nic nie jest proste — nasza świadomość rozwinęła swoje listki i teraz dumnie pnie je ku górze, cieniem przesłaniając dziecięcą naiwność. Coś, co kiedyś było czarne i białe, dziś jest także szare, jakby tego było mało: w kilkudziesięciu odcieniach. Od świeżej bieli, przez popiel, po głęboką czerń, a i czerń może być wronia lub krucza, lśniąca lub matowa, smolista lub węglowa. Biel natomiast może przybrać odcień mleka lub kości słoniowej, być jasna jak nieskazitelnie czysta kartka papieru i ciemna jak śnieg skąpany w mroku. Nie wystarczy powiedzieć tak lub nie, bo za wszystkim kryje się jakieś ale, stąd wywodzi się rodzina słów pośrednich takich jak być może, nie wiem, prawdopodobnie i nie do końca. Nie ma jasno wytyczonej granicy między dobrem i złem, bo każde dobro może w efekcie wyrządzić zło i nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Okazuje się, że jesteśmy skomplikowani, jednak świat i rządzące nim prawa biją nas w tym na głowę.
Mama mówiła mi czasem, że życie staje się o wiele prostsze, jeśli idąc jego ścieżkami zawczasu wybierzemy wartości, które będą nas prowadzić; lecz i to nie koniec. Wartości trzeba egzekwować, a do tego potrzeba przecież odpowiednich narzędzi. W tym miejscu należy cofnąć się do fundamentów naszej egzystencji, do serca i rozumu, do ciała i ducha: możesz zdecydować, że przez drogę życia poprowadzi Cię rozum, aczkolwiek im dalej w las, tym więcej drzew, nawet jeśli wydaje się, że z czasem powinno ich ubywać. Rozum zawsze będzie stawał na drodze podrygom serca, a serce niezmiennie będzie podważać jego argumenty. Ciało rzadko godzi się z duchem i duch nie zawsze ulega ciału. Kompletny chaos rodzi się jednak dopiero wtedy, gdy konflikt obejmie nie jedną, a obydwie pary. Nie ma nic gorszego niż dylemat serca i rozumu, w który wtrącą się ciało i duch. 

Takiego dylematu doświadczam — plątaniny pragnień wyższych i tych zupełnie niskich, z której nie potrafię wyodrębnić tego, czego chcę dla siebie, a czego chcę dla wszystkich, którzy pokładają we mnie wielkie nadzieje. Moje życie jest już poukładane; ścieżka, którą mam podążać zaplanowana i prosta, a mimo to łapię się na tym, że niczego już nie jestem pewna. 

DZIEDZICZKA FORTUNY  BEHAWIORYSTKA I TRENERKA KONI WYŚCIGOWYCH

JENAVIEVE AGRAFINA MCCARTHY — jedyna córka właścicieli osławionej na północ Europy stadniny w głównej mierze utrzymującej się z hodowli i treningu wyścigowego koni pełnej krwi angielskiej. Przez najbliższych ochrzczona Nessie, ze względu na jej nieprzemijającą fascynację legendarnym potworem zamieszkującym zbiornik Loch Ness. Od dziecka związana z rodzinnym biznesem, obecnie trenerka i właścicielka trzech koni wyścigowych, które wygrywają gonitwy na torach Irlandii, rozsławiając rodowe barwy: szlachetne srebro i dumną czerwień. Sama z powodzeniem startuje w konkursach na całym świecie, w zeszłym roku po raz pierwszy zasiliła kadrę państwową na Światowych Igrzyskach Jeździeckich, zdobywając indywidualne srebro i tym samym zapewniając drużynie przepustkę na Igrzyska Olimpijskie w Tokio.
Absolwentka ekonomii i finansów na uniwersytecie w Dublinie, posiadająca certyfikaty trenera i behawiorysty, od dwóch odpowiedzialna za koordynowanie współpracy z Irish National Stud, gdzie stacjonują dwa ogiery rodzinnej hodowli, startując pod banderą klubu INS Racing.
Sezon wyścigowy 2019 jest jej pierwszym sezonem poza rodzimą wyspą. Od marca to właśnie tutaj przygotowuje konie do startów na terenie Stanów Zjednoczonych, jednocześnie wraz ze swoim końskim partnerem prowadząc szkolenia w pobliskich ośrodkach jeździeckich. Ma też nadzieję pozostawić tu po nim liczne potomstwo, które rozszerzy zasięg stadniny.


ODAUTORSKO: witam ponownie, tym razem z panią, która powstała dzięki black dreamer. Na zdjęciu Oksana butovskaya, ślicznie dziękuję za cynk. kod karty to moja powita w mękach twórczość, oparta o grafiki i estetykę szablonu, w razie wątpliwości. z jenną tak naprawdę szukamy wszystkiego i niczego, pani jest elastyczna, więc da się ją wplątać we wszystko, ale nie niszczmy jej jeszcze życia, jeszcze. imię i nazwisko kryjĄ całkiem przyjemną nutkę, którą serdecznie polecamy, poza tym pochowałam tu parę gifów. Karta ROZBUDUJe się z czasem — nie chciałam kazać na siebie dłużej czekać, a research historyczno-środowiskowy okazał się być większy, niż podejrzewałam.
WĄTKI I USTALENIA: jen woolf, Ethan Camber, Gabriel Roberts, NOAH WOOLF [4/4]

2/24/2019

Keep Dreamin’

Jacqueline Perrault
XI KLASA | Redaktor Naczelna | Profil Humanistyczny |
Przyszła pani prawnik, marząca o zostaniu światowej sławy pisarką
Niespełniona artystka, na co dzień zmagająca się ze swoją romantyczną duszą

Musiała usamodzielnić się bardzo wcześnie. W domu nigdy się nie przelewało, a jeśli już - były to głównie trunki z niskich półek. Nieszczególnie doglądana przez ojca alkoholika, za to otoczona matczyną opieką nie wchłonęła społecznych brudów. Wychowana w przekonaniu, że pieniądze szczęścia nie dają, ale dobrze jest je mieć od zawsze sprawowała się wzorowo, zdobywała najlepsze stopnie i grzecznie siedziała w swoim pokoju, pogrążona w książkach. Nigdy nie przysparzała problemów; właściwie całe życie schodziła z drogi ojcu, który mimo, że nie tłukł żony ciężką ręką, sporadycznie podniósł ów rękę na córkę, to właśnie w niej odnajdując źródło swoich problemów. Nie wykształciła zatem ani odpowiedniej samooceny, ani pewności siebie, co teraz stara się korygować w życiu codziennym. Nie oznacza to jednak, że jest zahukana, czy strachliwa. Co to to nie! Całkiem dobrze radzi sobie w kontaktach z innymi, wbrew temu nie szukając rozgłosu, ani nie afiszując się zbędnie ze swoją osobą. Jest cichociemna, i to całkiem dosłownie. Mimo, że znasz jej nazwisko - w końcu bez przerwy przewija się na łamach gazetki i w konkursach edukacyjnych, a także od lat widnieje na listach najzdolniejszych uczniów - za cholerę nie wiesz, kim jest i jak właściwie wygląda. Wyobrażasz ją sobie jako obrzydliwą okularnicę i szybko zapominasz o tym, że w ogóle o niej myślałeś. Nie podejrzewasz, że może być tą zgrabną dziewczyną, o wielkich, pięknych ochach: od czasu do czasu rzucającą Ci bezinteresowny uśmiech na korytarzu, czy też dyskretnie pozwalającą spisać co nieco na sprawdzianie, nawet jeśli w ogóle jej o to nie prosiłeś. Taka już po prostu jest. Znika w tłumie i na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym specjalnym. Nie ma zbyt wielu znajomych, nie ma chłopaka, ani nawet psa czy choćby kota, bo nie ma na to czasu, jako że od roku mieszka i utrzymuje się sama. Wynajmuje niewielki skromny pokój na poddaszu, a po lekcjach (i zajęciach dodatkowych) szybko czmycha do domu, aby się pouczyć. Potem idzie do baru, by wrócić w środku nocy i paść na łóżko w ubraniach, a rano obudzić się do szkoły. Wcale się tam nie bawi, jest kelnerką. Nie stać jej więc ani na markową odzież, ani na wyszukane kosmetyki, ale jest całkowicie niezależna i to jej zupełnie wystarcza. To jasne, że jak każda normalna dziewczyna (kobieta?) w jej wieku chciałaby mieć obok jakieś silne ramię, na którym mogłaby się oprzeć. Zdaje sobie jednak sprawę z faktu, że sama nie ma do zaoferowania nic poza szczerym serduszkiem. W tym oziębłych czasach często i gęsto to nie wystarcza. Do tego posiadanie takiej sympatii wymaga sporej dyspozycyjności, na którą nie może się pokwapić, z kolei bezwysiłkowe, przelotne znajomości zwyczajnie jej nie interesują. Szkoda jej na to i sił i zdrowia. Zdecydowanie bierze za dużo na swoje braki, przez co niekiedy zasypia w ławce, bądź mdleje pod tablicą. Każdego miesiąca dostaje nieduże pieniądze ze stypendium, które kitra w łóżku pod materacem, tak na czarną godzinę, w razie gdyby musiała poszukać sobie innej pracy. Co oczywiście nie zmienia faktu, że zdarza jej się zerkną c z zazdrością na  te wszystkie odpis cwane panienki, wyglądające jak tysiąc dolców, a zatem pewnie noszące na sobie podobne kwoty wyciągnięte z portfela rodziców. Nie da się ukryć, że sama chciałaby kiedyś pozwolić sobie na podobną próżność i rozpustę, dlatego w przyszłości chce zostać prawnikiem. Nie jest to jednak główny powód odsunięcia w czasie marzeń o pisaniu bestsellerowych powieści - przede wszystkim myśli o matce. Zamierza uwolnić ją od męża, wynająć jej mieszkanie i nakłonić do wzięcia rozwodu z jej ojcem, a także go poprowadzić. Czasem zagląda do domu, ale tylko po to, by upewnić się, że bydlak nie robi jej krzywdy. Jeszcze na niczym go nie przyłapała, aczkolwiek sama zgarnęła już od niego parę bur, rzekomo za porzucenie rodziny. Co pewien czas przychodzi więc do szkoły posiniaczona, zbywając ewentualnych zainteresowanych jakimś burknięciem od czapy. Na szczęście nie ma ich wielu. Jak wspomniane było wcześniej, Jackie z nikim nie utrzymuje jakiś bliższych kontaktów (oprócz Natta). Na chwilę obecną skupia się na szkole. Ma zamiar skończyć ją z jak najlepszą notą, udać się na studia prawnicze, a potem zarabiać krocie i żyć sobie jak pączek w maśle razem ze swoją mamą. Reszta jest dla niej tylko tłem, rzucającym bledsze i żywsze cienie na ten jej męczący żywot. I niech tak zostanie. 

2/18/2019

When the wolves come out to play




Pheonix Fernhart

OSTATNI ROK   —   SLYTHERIN   —   W PRZYSZŁOŚCI AUROR   ——   ANIMAG

                                                                                                                                                       
Jest coś bezzasadnie pociągającego w sposobie, w jaki Cię od siebie odpycha. Coś niemożliwie irytującego w tym, jak testuje na sobie Twoją cierpliwość, modelując granice przyzwoitości. Coś szalenie intrygującego w jej oczach, kiedy długim spojrzeniem rzuconym na korytarzu zwraca na siebie Twoją uwagę. Coś dogłębnie przejmującego w zachrypniętym tonie jej głosu, kiedy szepcząc Ci do ucha zakrawa o bezczelność. Coś niewymownie intensywnego w starannie zafałszowanej subtelności jej dotyku, coś zwierzęcego w uśmiechu, kiedy paznokcie zahaczają o Twoją skórę oraz coś odrobinę niepokojącego w jej ruchach, gdy nie wiesz, czego od Ciebie chce, ani czego możesz się po niej spodziewać.
                                                                                                                                                       
Blizny nosisz z dumą, bowiem każda z nich stanowi zapisek historii — Twojej historii — wyryty doświadczeniem na papirusie skóry. Tylko Ty wiesz, jakie kryją za sobą przesłanki i nie wspominasz nikomu, skąd się właściwie biorą. Natrętne spojrzenia znosisz cierpliwie, z milczeniem. Nigdy nie chylisz głowy, nie gniesz też karku ani nie błądzisz wzrokiem, zdarza się za to nagminnie, że usta wykrzywia Ci drobny grymas niezadowolenia. Srebrne oczy zioną chłodem zdecydowanie zbyt często, akurat wtedy, kiedy nie zasnuwa ich mgła obojętności. Do ludzi podchodzisz z dystansem, ale każdemu dokładasz sprawiedliwie i wedle zasług. Na Twoją zawiść trzeba zapracować, a kompromis bywa ulotny i kruchy jak kreda, kiedy masz podstawy, by wątpić w szczerość intencji.
                                                                                                                                                       
Dostrzegasz ją ponad głowami kolegów i koleżanek, siedzi przy stole naprzeciwko, patrzy na Ciebie i podciąga kraniec ust. Nie lubisz, kiedy się uśmiecha, bo nie jest to uśmiech ładny, świecący. To utajnione ostrzeżenie. Znak, że właśnie w tej chwili w jej umyśle zrodziła się pewna wizja, która najprawdopodobniej dotyczy Ciebie, bezpośrednio lub pośrednio. Podskórnie czujesz, że nie jest to przyjemny obraz. Najprawdopodobniej przyszło jej do głowy, jak odpłaci Ci się za te zdechłe pająki na talerzu.
                                                                                                                                                       
Siedem lat temu zmarła Twoja matka, siedem lat temu straciłaś również ojca. Chcesz to zmienić, ale nie masz pojęcia, co mogłabyś zrobić, by znów zobaczyć w nim osobę bliską Twojemu sercu, on natomiast nie ma na to czasu — tak się zarzeka, a Ty starasz się przeforsować tę wersję przez ciasne ramy zdrowego rozsądku, nawet jeśli wiesz, że tak mu po prostu wygodnie. Może nigdy nie znaczyłaś dla niego tak wiele, jak Ci się wydawało. Może zostałaś sama już dawno temu i jakaś część Ciebie po prostu nie może się z tym pogodzić. Może wciąż łakniesz jego uwagi, takiej, jaką poświęcał Ci przed pogrzebem, a nie takiej, jaką poświęca Ci teraz: ograniczoną do słów rzucanych na wiatr i złamanych obietnic.
                                                                                                                                                       
Temperatura w Zakazanym Lesie jest zawsze o kilka stopni niższa, a przynajmniej takie odnosi wrażenie. Unosi wzrok na małe stadko testrali spokojnie przebierających we własnych grzywach zaledwie kilkanaście metrów od jej ulubionego korzenia, na którym zwykle przesiaduje, gdy potrzebuje chwili dla siebie. Wiedzą o jej obecności, odwiedza je często, zawsze z jeszcze ciepłym truchłem upolowanego przez nią zająca. Jedno ze skrzydlatych zwierząt podchodzi bliżej i wyciąga długą szyję. Zdobycz ląduje prosto w jego paszczy i kończy rozpłatana paroma chapnięciami potężnych szczęk. Nie potrafi nie uśmiechnąć się na ten widok, a kiedy jej towarzysz skraca dystans o parę następnych kroków, schyla przed nim głowę, wyciągając dłonie przed siebie. Gładki pysk starym zwyczajem wsuwa się między nie, więc czule obejmuje go palcami, pieszcząc w ulubionych miejscach. Dopiero po chwili podnosi oczy do czarnych jak smoła, błyszczących inteligencją ślepi i w końcu ze zmęczeniem opiera czoło o łeb stworzenia, które lata temu oszpeciło jej twarz. Wciąż zdaje się nie wierzyć, że teraz użycza jej własnych skrzydeł, by tak jak ono mogła dosięgnąć nieba.
                                                                                                                                                       
read more       links

PRZEWODNICZĄCA KLUBU POJEDYNKÓW    CZYSTA KREW  —  KOŁO ONMS


CZEŚĆ!  SZUKAMY WZAJEMNYCH FASCYNACJI NA RÓŻNYCH PŁASZCZYZNACH, CHOĆ O MIŁOSTKI Z PHEONIX BĘDZIE TRUDNO. DAMSKO-DAMSKIE I DAMSKO-MĘSKIE Z TAKĄ SAMĄ PRZYJEMNOŚCIĄ. KOCHAMY POGRYWAĆ, KOMPLIKOWAĆ I ZWODZIĆ. RZUĆCIE NAM WYZWANIE! NOTHINGETSFORGIVEN@GMAIL.COM

WĄTKI: Amasai, Flemeth, Darren

She's like the wind


         Zephyrine Harper


12 XI 1995, Auckland — studia taneczne, rok III — lyrical pole dance w ramach treningu siłowego, pilates jako trening wzmacniający — po matce zamiłowanie do tańca hiszpańskiego i południowy temperament; po ojcu pociąg do prędkości i ukochany samochód — weekendami pomaga w rodzinnym warsztacie — tango jako pierwsze, nieprzemijające zauroczenie — relationships — to do list...













She rides the night next to me        
Ilekroć wspomina wakacje w Hiszpanii, tęskni do przeładowanych stołów, romantycznej wizji horyzontu w płomieniach wschodu, słów skropionych alkoholem i półnagich ciał rozochoconych tancerzy. Tęskni do granatowego nieba, księżyca i szarańczy gwiazd, dlatego często wspina się na dachy wieżowców — dostatecznie wysoko, aby przebić się przez kłęby smogu. Na poziomie trzydziestego piętra powietrze wydaje się bardziej rześkie, czyste i jakby łatwiej przechodzi przez płuca, choć jest to tylko jej urojenie. Na poziomie trzydziestego piętra atmosfera sprzyja nieprzejednanym myślom, dalekosiężnym marzeniom i nagłemu natchnieniu. Na poziomie trzydziestego piętra jest dach, na którym tańczy się najlepiej: w samotności, z wiatrem we włosach. 

She leads me through moonlight        
Jest jak wiatr — nieubłagana i zmienna. Jest lekką bryzą, która otula niemalże z czułością, jest nagłym zrywem powietrza, który uderza w plecy i ścina z nóg, jest huraganem, który porwie wszystko, co drogie i pozostawi po sobie jedynie nierzeczywiste wspomnienie dawnego życia. Nigdy nie wiadomo, z jaką siłą i w jakim kierunku powieje, czy tylko otrze się o Ciebie, pomijając bez cienia uwagi, czy zabierze ze sobą, zawłaszczy. Może być mroźna jak oddech zimy i ciepła jak letni prąd, może być wszystkim i niczym, po kolei lub na zmianę.

No to witam się cieplutko z drugą postacią. Pochowałam w karcie kilka smaczków, relacje pojawią się niebawem.

Justice is not always about righteousness


BLAKE E. HARPER
urodzony 10 grudnia 1991 roku w Nowym Jorku
kryminalistyka i KRYMINOLOGIA, ROK III
najstarszy syn mechanika, brat trójki rodzeństwa
marzenie o własnym biurze detektywistycznym
Do Nowej Zelandii przeprowadził się z rodzicami w wieku zaledwie dwóch lat, zatem Stany Zjednoczone w żaden sposób nie wyryły się w jego pamięci. Przez długi czas żył w przekonaniu, że to tutaj przyszedł na świat i tutaj się wychował, jednak teraz wie, że rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej. W dniu szesnastych urodzin uświadomiono mu, dlaczego nie poznał swoich dziadków ani wujostwa, a także skąd wzięła się w domu spluwa, którą jako szczyl znalazł zupełnie przypadkiem. Wtedy poprzysiągł, że nigdy nie zdradzi się z tym przed młodszym rodzeństwem. Zrozumiał, że przeszłość, która pchnęła ojca do porzucenia ówczesnego życia, powinna pozostać już na zawsze zamkniętym rozdziałem.

Blake'a daje się zauważyć już na pierwszy rzut oka, choć on sam zdaje się nie szukać zainteresowania. Można by rzec, że wręcz go unika. Rzadko bierze udział w uniwersyteckich wydarzeniach, trzyma się blisko rodzeństwa i paru osób, które selekcjonuje z tłumu na podstawie niewiadomych kryteriów. Kiedy jest sam, raczej nie odrywa uwagi od książki, a tę przynosi ze sobą codziennie inną. Jeśli akurat nie czyta, to z pewnością ma w dłoni ołówek, którym nakreśla wszystko, co uważa w danej chwili za estetycznie satysfakcjonujące: nogi tej dziewczyny, która zawsze przychodzi w za krótkiej spódniczce, błyszczące oczy, czyjś uśmiech, usta rozchylone przy papierosie. Czasem zbiera także swoje myśli, strzępki, które chciałby zatrzymać, a mógłby zapomnieć. Ma oczy wiecznie zasnute szarymi chmurami, przez które nie przebijają się emocje, szorstki dotyk, miętowy oddech i szturmowy krok. Ciągnie za sobą woń papierosów, skóry i pieprznej wody po goleniu, a prawie nigdy nie goli się na gładko. Czuje bardziej, niż decyduje się pokazać, zależy mu mocniej, niż daje znać, myśli więcej, niż pozwala sobie powiedzieć i jest gorszy, niż sugeruje to jego uśmiech.

relations / story / more


Cześć. Blake chowa całkiem sporo, do wydania parę duszyczek, a parę porwiemy sobie sami. 

[KP] Potwory umysłu są znacznie gorsze niż te istniejące naprawdę. Strach, zwątpienie i nienawiść okaleczyły więcej osób niż jakiekolwiek zwierzęta








aurora montrose
14 XII 2005 × MUGOLAK × V ROK NAUKI W GRYFFINDORZE 
LIKANTROPIA ŁAGODZONA WYWAREM TOJADOWYM
KOŁO ALCHEMICZNE × KOŁO ELIKSIRÓW


  KOLIGACJE     WIĘCEJ     HISTORIA   
Odkąd pamiętasz, ojciec powtarzał, że najważniejsze jest, by nawet w chwilach zwątpienia nie zapomnieć o byciu człowiekiem. By być  zawsze dobrym, sprawiedliwym i okazywać pomoc, także tym, którzy sprawiają Ci przykrość. Nie da się naprawić świata — mówiłMożna jednak próbować. 
Kiedy po raz pierwszy staliście na peronie 9 i ¾, przykucnął przed Tobą i uśmiechnął się z dumą, palcami ścierając z pucołowatych policzków gorące łzy. Zdawał się nie widzieć jak brzydko płaczesz, jak bardzo nie chcesz opuszczać rodzinnego domu. Był to dzień, w którym przekazał Ci największą, życiową mądrość: Uśmiechaj się, Rory. Uśmiech to najpotężniejsze zaklęcie. 

Pierwszy rok był koszmarem. Przyzwyczajona do matczynej nadopiekuńczości, raczej pozbawiona towarzystwa rówieśników, a przez to lękliwa, ciężko znosiłaś rozłąkę z miejscem, gdzie przyszłaś na świat. Przez pracę i starte do krwi dłonie nauczono Cię pokory, która wcale nie pomagała wejść w nową społeczność, a naiwność często była powodem zaczerwienionej ze złości twarzy i zaciśniętych mocno piąstek. Uzbrojona w ojcowską wiedzę, wszelkie upokorzenia zbywałaś dobrą miną. Zbyt łagodna, zbyt ułożona, zbyt nieznacząca, by zerwać z piętnem pochodzenia, mogłaś jedynie uśmiechać się, tak jak Cię poinstruowano. Uśmiechałaś się w obliczu zniewagi, uśmiechałaś się, nie mogąc przyzwać miotły, uśmiechałaś się zawsze, kiedy zbierało Ci się na płacz i przez to po szkole rozeszło się: Nie dość, że szlama, to jeszcze niespełna rozumu.
Uśmiech Ci pomógł. Stał się Twoją zasłoną, za którą nauczyłaś się chować wszelkie bolączki. Twoją tarczą, od której odbijały się wszystkie złośliwości. Z czasem dzięki niemu zdobyłaś przyjaźń: to ona uświadomiła Ci, że nie krew definiuje człowieka, a jego czyny. Nie odbudowała jednak zrujnowanej samooceny, ani pewności siebie, przez co ciężko Ci wykrzesać co trudniejsze zaklęcia, które na piątym roku są już niemal codziennością.
Teraz wszystko jest inaczej. Już nie wytykają Cię palcami dlatego, że nie masz rodowodu Blacków. Teraz śmieją się, kiedy podejmujesz kolejne nieudane próby ujarzmienia miotły lub wysadzasz kociołki na zajęciach z eliksirów, a Ty śmiejesz się razem z nimi, bo weszło Ci to w nawyk.
Nie jesteś smutna, co najwyżej zmęczona. Jeszcze nie pogodziłaś się z myślą, że nic w życiu nie osiągniesz. Porażki irytują coraz bardziej i coraz bardziej napędzają do działania. Traktujesz je jako próbę charakteru i wciąż od siebie wymagasz, nawet, jeśli nie widzisz postępów. Przytyki już nie bolą, wszak dajesz z siebie wszystko i już tylko czasem płaczesz w ciemnym kącie, kiedy nikt nie widzi. Nie dlatego, że jesteś głupią, nieuzdolnioną szlamą. Płaczesz, bo wiesz, że przegrałaś ze wszystkimi, którzy kiedykolwiek wbili Ci szpilę. Płaczesz, bo wiesz, że od początku mieli rację, a Ty, pomimo usilnych starań, nie jesteś w stanie tego zmienić.
Na co dzień nie dajesz odczuć, że coś jest nie tak: walczysz ze sobą tylko w swojej głowie, a w najczarniejszych chwilach powtarzasz jak mantrę, że bycie czarodziejem to nie wszystko. Nie wyczarowałaś patronusa, ani nie zapisałaś się na kartach historii szkoły — za to nie zapomniałaś o byciu człowiekiem. Wbrew wszystkiemu wciąż masz w sobie dobro, którym dzielisz się z innymi i nigdy nie wahasz się, by podać pomocną dłoń, a przecież to miało być w życiu najważniejsze.
Może jeszcze nie przegrałaś wszystkiego.

Brak wiary w siebie jest chorobą. Jeśli stracisz panowanie
nad tym, wątpliwości staną się twoją rzeczywistością.

Witam serdecznie z drugą postacią chyba mnie pokręciło, ale nie mogłam przepuścić szansy na stworzenie wilkołaka (o likatropii celowo się nie rozwodziłam, będzie o tym osobna notka). Karta wyszła smętna, ale Rory to w gruncie rzeczy pocieszny promyczek, w dodatku wcale nie jest aż tak beznadziejna, po prostu pod presją otoczenia wykształciła zdeformowany obraz samej siebie. Na zdjęciu nieznana mi pani (jeśli ktoś jest w stanie ją zidentyfikować, będę wdzięczna za informację), w tytule Christopher Paolini, cytat to słowa Johna Flanagana, a rameczka pochodzi z Kącika Kodowania. Reszta to moja wesoła próba stworzenia czegoś estetycznie i merytorycznie znośnego. Staram się wygrzebać z zaległości, dlatego nakładam sobie limit, a zakładki dopracuję z czasem. Szukamy wymienionej w karcie przyjaźni, a poza tym ludzi, przy których Aurora w końcu uwierzy w siebie i wydobędzie swój magiczny potencjał. Niech ktoś ją przytuli, chętnie przygarniemy jakąś miłą panią. WĄTKI: 3/4    

1/07/2019

She wore a smile like a loaded gun


Dianne Beaumont
członkini gangu Eternity — prawa ręka szefa — uczestnik nielegalnych wyścigów samochodowych
Diabelnie trudna w obejściu, irracjonalnie pociągająca zołza z własnym światopoglądem. Karkołomnie szczera zawsze ujmie sobie z duszy Twoim kosztem. Nie licz że będzie ściemniać i ubarwiać, o ile nie uzna tego za stosowne (warto pamiętać, że stosowność to w jej przypadku słowo poważnie nad wyraz, a rezerwy cierpliwości równają się zeru). Chwyta niesforną granicę między subtelnością, a przegięciem i modeluje ją przed światem wedle zachcianek, co czyni ją dobrą aktorką. Nikt nie próbował jej definiować ani zamykać w określonych ramach. Ludzie mają zwyczaj negować to czego nie obejmują parszywą inteligencją. Nie ugina się pod władzą. Nie potrzebuje zwierzchnictwa, nie jest niczyją podwładną. Nie musi ślepo wykonywać poleceń, nie czuje takiego obowiązku. Postać nierychło gnąca karku. Wie kiedy się ukorzyć, lecz nigdy nie przychodzi to łatwo. Zwykle wymaga od Ciebie determinacji i lat ciężkiej pracy. Lub odpowiednich okoliczności. Mimo to... Pragniesz jej. Jest elastyczna, co się rozwlekać. Szpakami karmiona. Jako najwyższą wartość przyjmuje własne dobro, bo cudze ją przytłacza. Łagodnieje z flachą w ręku. W stanie upojenia jest znakomitą retorką, wtedy można dojść z nią do jakiejkolwiek ugody. Na trzeźwo poddaje się rozkoszom obserwacji, analizuje, trawi. Preferuje zimną kalkulację a wysnute wnioski zachowuje dla własnych potrzeb, by w przyszłości zrobić z nich użytek. Zebrane informacje z lekkością przekuje w odwet, więc uważaj jakie słowo wymieniasz w polu jej słuchu.

Opiewał ją mrok. Kojarzyła mi się z pechem, który tylko czeka, aby się komuś przytrafić. Stary! Na takiego pecha mógłbym czekać całe życie. Skrajnie nieprzyzwoita i roznegliżowana urabiała spojrzeniem, z bezczelnością prostytutki siejąc spustoszenie pośród pewnych zasad moralnych. Ponoć oblizuje warg, gdy obiera śliskie myśli, tak powiedział mi kumpel, ponoć miał okazję testować jej gibkość. Ponoć gryzie.
Wtedy miałem ją przed sobą. Urodą wpisywała się w klasyczne kanony piękna, ale wiedziała jak okręcić bioder przed mężczyzną. Źrenice obleczone w zwodniczą okowę tęczówek hipnotyzowały głębią, usta płonęły żarem zwierzęcego uśmiechu. Przesuwała okiem za moim sygnetem, lubieżnie przegięta przez alkoholowe ramię nieprzystojnego tancerza. Na powierzchni skóry pośmiertnym ruchem pełzał frostowy dym... Mieszał się z dębowym zapachem jej ulubionej whisky, wspomnieniem potu. Wszystko unosiło się pod lotnym śladem drogich perfum — ich słodycz była chyba jedyną subtelnością jej postaci.
Przewinęła się w krokodylim piruecie wychodzącym z pijackiej łapy. Nie przejmowała inicjatywy, oddawała się muzyce, bit przenikał jej ciało. Czułem ją, była blisko, wszystko wokół załamywało się w różnobarwnej gamie świateł i traciło na ostrości; wszystko z wyjątkiem tej długonogiej zjawy.
Partner nieroztropnie zostawił ją, by osuszyć kolejny kielich, zupełnie jakby nie bał się, że ktoś zaraz zwinie mu ją sprzed nosa. Na moment straciłem ją z pola widzenia, a gdy nabrałem dzikiej ochoty, by jeszcze raz przewlec głodnym okiem po odsłoniętych skrawkach piersi, mój wzrok napotkał ją u wyjścia z lokalu. Zmierzyłem uważnie jej rewers, zwłaszcza zwieńczenie smukłych pleców. Tam, niczym druga skóra, kładł się materiał czarnej jak noc sukienki, uwydatniając miękkie linie kobiecej figury. 
W końcu zniknęła mi z oczu. Ostatnie co pamiętam, to jasna skóra brutalnie odcinająca od kreacji, talia osy i krągłe biodra przesuwające się z uwodzicielską nonszalancją, kiedy rozmywała się w ciemności za rogiem. Równolegle nad barem przetoczyły się przekleństwa.
Wtedy zrozumiałem — okradła go. 


POWIĄZANI                                                                        WIĘCEJ
Czym jest prędkość? Oddechem. Wibruje w żyłach, parując przez skórę. Załamuje przestrzeń na granicy przepuszczalności danych. Zbiera bezwartościowe emocje i nadaje im właściwą formę. W tym szaleństwie zarzyna obawę i wikła w podniecający romans ze śmiercią. Na ostrzu noża budzi łaknienie niebezpieczeństwa. Całując skroń cicho szepcze: Prędzej… Składa obietnicę zwycięstwa. Zakorzenia się głęboko, truje adrenaliną, wypiera lęk. 

Uzależnia. Łamie ograniczenia. Podstępnie zabija.

Tylko prędkość może mnie zabić.
Borze szumiący, ssę w karty postaci, przepraszam.
Zakładki pojawią się na dniach, całokształt jeszcze zmienię.

WĄTKI: Roy, Nico (2/4)