2/24/2019

Keep Dreamin’

Jacqueline Perrault
XI KLASA | Redaktor Naczelna | Profil Humanistyczny |
Przyszła pani prawnik, marząca o zostaniu światowej sławy pisarką
Niespełniona artystka, na co dzień zmagająca się ze swoją romantyczną duszą

Musiała usamodzielnić się bardzo wcześnie. W domu nigdy się nie przelewało, a jeśli już - były to głównie trunki z niskich półek. Nieszczególnie doglądana przez ojca alkoholika, za to otoczona matczyną opieką nie wchłonęła społecznych brudów. Wychowana w przekonaniu, że pieniądze szczęścia nie dają, ale dobrze jest je mieć od zawsze sprawowała się wzorowo, zdobywała najlepsze stopnie i grzecznie siedziała w swoim pokoju, pogrążona w książkach. Nigdy nie przysparzała problemów; właściwie całe życie schodziła z drogi ojcu, który mimo, że nie tłukł żony ciężką ręką, sporadycznie podniósł ów rękę na córkę, to właśnie w niej odnajdując źródło swoich problemów. Nie wykształciła zatem ani odpowiedniej samooceny, ani pewności siebie, co teraz stara się korygować w życiu codziennym. Nie oznacza to jednak, że jest zahukana, czy strachliwa. Co to to nie! Całkiem dobrze radzi sobie w kontaktach z innymi, wbrew temu nie szukając rozgłosu, ani nie afiszując się zbędnie ze swoją osobą. Jest cichociemna, i to całkiem dosłownie. Mimo, że znasz jej nazwisko - w końcu bez przerwy przewija się na łamach gazetki i w konkursach edukacyjnych, a także od lat widnieje na listach najzdolniejszych uczniów - za cholerę nie wiesz, kim jest i jak właściwie wygląda. Wyobrażasz ją sobie jako obrzydliwą okularnicę i szybko zapominasz o tym, że w ogóle o niej myślałeś. Nie podejrzewasz, że może być tą zgrabną dziewczyną, o wielkich, pięknych ochach: od czasu do czasu rzucającą Ci bezinteresowny uśmiech na korytarzu, czy też dyskretnie pozwalającą spisać co nieco na sprawdzianie, nawet jeśli w ogóle jej o to nie prosiłeś. Taka już po prostu jest. Znika w tłumie i na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym specjalnym. Nie ma zbyt wielu znajomych, nie ma chłopaka, ani nawet psa czy choćby kota, bo nie ma na to czasu, jako że od roku mieszka i utrzymuje się sama. Wynajmuje niewielki skromny pokój na poddaszu, a po lekcjach (i zajęciach dodatkowych) szybko czmycha do domu, aby się pouczyć. Potem idzie do baru, by wrócić w środku nocy i paść na łóżko w ubraniach, a rano obudzić się do szkoły. Wcale się tam nie bawi, jest kelnerką. Nie stać jej więc ani na markową odzież, ani na wyszukane kosmetyki, ale jest całkowicie niezależna i to jej zupełnie wystarcza. To jasne, że jak każda normalna dziewczyna (kobieta?) w jej wieku chciałaby mieć obok jakieś silne ramię, na którym mogłaby się oprzeć. Zdaje sobie jednak sprawę z faktu, że sama nie ma do zaoferowania nic poza szczerym serduszkiem. W tym oziębłych czasach często i gęsto to nie wystarcza. Do tego posiadanie takiej sympatii wymaga sporej dyspozycyjności, na którą nie może się pokwapić, z kolei bezwysiłkowe, przelotne znajomości zwyczajnie jej nie interesują. Szkoda jej na to i sił i zdrowia. Zdecydowanie bierze za dużo na swoje braki, przez co niekiedy zasypia w ławce, bądź mdleje pod tablicą. Każdego miesiąca dostaje nieduże pieniądze ze stypendium, które kitra w łóżku pod materacem, tak na czarną godzinę, w razie gdyby musiała poszukać sobie innej pracy. Co oczywiście nie zmienia faktu, że zdarza jej się zerkną c z zazdrością na  te wszystkie odpis cwane panienki, wyglądające jak tysiąc dolców, a zatem pewnie noszące na sobie podobne kwoty wyciągnięte z portfela rodziców. Nie da się ukryć, że sama chciałaby kiedyś pozwolić sobie na podobną próżność i rozpustę, dlatego w przyszłości chce zostać prawnikiem. Nie jest to jednak główny powód odsunięcia w czasie marzeń o pisaniu bestsellerowych powieści - przede wszystkim myśli o matce. Zamierza uwolnić ją od męża, wynająć jej mieszkanie i nakłonić do wzięcia rozwodu z jej ojcem, a także go poprowadzić. Czasem zagląda do domu, ale tylko po to, by upewnić się, że bydlak nie robi jej krzywdy. Jeszcze na niczym go nie przyłapała, aczkolwiek sama zgarnęła już od niego parę bur, rzekomo za porzucenie rodziny. Co pewien czas przychodzi więc do szkoły posiniaczona, zbywając ewentualnych zainteresowanych jakimś burknięciem od czapy. Na szczęście nie ma ich wielu. Jak wspomniane było wcześniej, Jackie z nikim nie utrzymuje jakiś bliższych kontaktów (oprócz Natta). Na chwilę obecną skupia się na szkole. Ma zamiar skończyć ją z jak najlepszą notą, udać się na studia prawnicze, a potem zarabiać krocie i żyć sobie jak pączek w maśle razem ze swoją mamą. Reszta jest dla niej tylko tłem, rzucającym bledsze i żywsze cienie na ten jej męczący żywot. I niech tak zostanie. 

2/18/2019

When the wolves come out to play




Pheonix Fernhart

OSTATNI ROK   —   SLYTHERIN   —   W PRZYSZŁOŚCI AUROR   ——   ANIMAG

                                                                                                                                                       
Jest coś bezzasadnie pociągającego w sposobie, w jaki Cię od siebie odpycha. Coś niemożliwie irytującego w tym, jak testuje na sobie Twoją cierpliwość, modelując granice przyzwoitości. Coś szalenie intrygującego w jej oczach, kiedy długim spojrzeniem rzuconym na korytarzu zwraca na siebie Twoją uwagę. Coś dogłębnie przejmującego w zachrypniętym tonie jej głosu, kiedy szepcząc Ci do ucha zakrawa o bezczelność. Coś niewymownie intensywnego w starannie zafałszowanej subtelności jej dotyku, coś zwierzęcego w uśmiechu, kiedy paznokcie zahaczają o Twoją skórę oraz coś odrobinę niepokojącego w jej ruchach, gdy nie wiesz, czego od Ciebie chce, ani czego możesz się po niej spodziewać.
                                                                                                                                                       
Blizny nosisz z dumą, bowiem każda z nich stanowi zapisek historii — Twojej historii — wyryty doświadczeniem na papirusie skóry. Tylko Ty wiesz, jakie kryją za sobą przesłanki i nie wspominasz nikomu, skąd się właściwie biorą. Natrętne spojrzenia znosisz cierpliwie, z milczeniem. Nigdy nie chylisz głowy, nie gniesz też karku ani nie błądzisz wzrokiem, zdarza się za to nagminnie, że usta wykrzywia Ci drobny grymas niezadowolenia. Srebrne oczy zioną chłodem zdecydowanie zbyt często, akurat wtedy, kiedy nie zasnuwa ich mgła obojętności. Do ludzi podchodzisz z dystansem, ale każdemu dokładasz sprawiedliwie i wedle zasług. Na Twoją zawiść trzeba zapracować, a kompromis bywa ulotny i kruchy jak kreda, kiedy masz podstawy, by wątpić w szczerość intencji.
                                                                                                                                                       
Dostrzegasz ją ponad głowami kolegów i koleżanek, siedzi przy stole naprzeciwko, patrzy na Ciebie i podciąga kraniec ust. Nie lubisz, kiedy się uśmiecha, bo nie jest to uśmiech ładny, świecący. To utajnione ostrzeżenie. Znak, że właśnie w tej chwili w jej umyśle zrodziła się pewna wizja, która najprawdopodobniej dotyczy Ciebie, bezpośrednio lub pośrednio. Podskórnie czujesz, że nie jest to przyjemny obraz. Najprawdopodobniej przyszło jej do głowy, jak odpłaci Ci się za te zdechłe pająki na talerzu.
                                                                                                                                                       
Siedem lat temu zmarła Twoja matka, siedem lat temu straciłaś również ojca. Chcesz to zmienić, ale nie masz pojęcia, co mogłabyś zrobić, by znów zobaczyć w nim osobę bliską Twojemu sercu, on natomiast nie ma na to czasu — tak się zarzeka, a Ty starasz się przeforsować tę wersję przez ciasne ramy zdrowego rozsądku, nawet jeśli wiesz, że tak mu po prostu wygodnie. Może nigdy nie znaczyłaś dla niego tak wiele, jak Ci się wydawało. Może zostałaś sama już dawno temu i jakaś część Ciebie po prostu nie może się z tym pogodzić. Może wciąż łakniesz jego uwagi, takiej, jaką poświęcał Ci przed pogrzebem, a nie takiej, jaką poświęca Ci teraz: ograniczoną do słów rzucanych na wiatr i złamanych obietnic.
                                                                                                                                                       
Temperatura w Zakazanym Lesie jest zawsze o kilka stopni niższa, a przynajmniej takie odnosi wrażenie. Unosi wzrok na małe stadko testrali spokojnie przebierających we własnych grzywach zaledwie kilkanaście metrów od jej ulubionego korzenia, na którym zwykle przesiaduje, gdy potrzebuje chwili dla siebie. Wiedzą o jej obecności, odwiedza je często, zawsze z jeszcze ciepłym truchłem upolowanego przez nią zająca. Jedno ze skrzydlatych zwierząt podchodzi bliżej i wyciąga długą szyję. Zdobycz ląduje prosto w jego paszczy i kończy rozpłatana paroma chapnięciami potężnych szczęk. Nie potrafi nie uśmiechnąć się na ten widok, a kiedy jej towarzysz skraca dystans o parę następnych kroków, schyla przed nim głowę, wyciągając dłonie przed siebie. Gładki pysk starym zwyczajem wsuwa się między nie, więc czule obejmuje go palcami, pieszcząc w ulubionych miejscach. Dopiero po chwili podnosi oczy do czarnych jak smoła, błyszczących inteligencją ślepi i w końcu ze zmęczeniem opiera czoło o łeb stworzenia, które lata temu oszpeciło jej twarz. Wciąż zdaje się nie wierzyć, że teraz użycza jej własnych skrzydeł, by tak jak ono mogła dosięgnąć nieba.
                                                                                                                                                       
read more       links

PRZEWODNICZĄCA KLUBU POJEDYNKÓW    CZYSTA KREW  —  KOŁO ONMS


CZEŚĆ!  SZUKAMY WZAJEMNYCH FASCYNACJI NA RÓŻNYCH PŁASZCZYZNACH, CHOĆ O MIŁOSTKI Z PHEONIX BĘDZIE TRUDNO. DAMSKO-DAMSKIE I DAMSKO-MĘSKIE Z TAKĄ SAMĄ PRZYJEMNOŚCIĄ. KOCHAMY POGRYWAĆ, KOMPLIKOWAĆ I ZWODZIĆ. RZUĆCIE NAM WYZWANIE! NOTHINGETSFORGIVEN@GMAIL.COM

WĄTKI: Amasai, Flemeth, Darren

She's like the wind


         Zephyrine Harper


12 XI 1995, Auckland — studia taneczne, rok III — lyrical pole dance w ramach treningu siłowego, pilates jako trening wzmacniający — po matce zamiłowanie do tańca hiszpańskiego i południowy temperament; po ojcu pociąg do prędkości i ukochany samochód — weekendami pomaga w rodzinnym warsztacie — tango jako pierwsze, nieprzemijające zauroczenie — relationships — to do list...













She rides the night next to me        
Ilekroć wspomina wakacje w Hiszpanii, tęskni do przeładowanych stołów, romantycznej wizji horyzontu w płomieniach wschodu, słów skropionych alkoholem i półnagich ciał rozochoconych tancerzy. Tęskni do granatowego nieba, księżyca i szarańczy gwiazd, dlatego często wspina się na dachy wieżowców — dostatecznie wysoko, aby przebić się przez kłęby smogu. Na poziomie trzydziestego piętra powietrze wydaje się bardziej rześkie, czyste i jakby łatwiej przechodzi przez płuca, choć jest to tylko jej urojenie. Na poziomie trzydziestego piętra atmosfera sprzyja nieprzejednanym myślom, dalekosiężnym marzeniom i nagłemu natchnieniu. Na poziomie trzydziestego piętra jest dach, na którym tańczy się najlepiej: w samotności, z wiatrem we włosach. 

She leads me through moonlight        
Jest jak wiatr — nieubłagana i zmienna. Jest lekką bryzą, która otula niemalże z czułością, jest nagłym zrywem powietrza, który uderza w plecy i ścina z nóg, jest huraganem, który porwie wszystko, co drogie i pozostawi po sobie jedynie nierzeczywiste wspomnienie dawnego życia. Nigdy nie wiadomo, z jaką siłą i w jakim kierunku powieje, czy tylko otrze się o Ciebie, pomijając bez cienia uwagi, czy zabierze ze sobą, zawłaszczy. Może być mroźna jak oddech zimy i ciepła jak letni prąd, może być wszystkim i niczym, po kolei lub na zmianę.

No to witam się cieplutko z drugą postacią. Pochowałam w karcie kilka smaczków, relacje pojawią się niebawem.

Justice is not always about righteousness


BLAKE E. HARPER
urodzony 10 grudnia 1991 roku w Nowym Jorku
kryminalistyka i KRYMINOLOGIA, ROK III
najstarszy syn mechanika, brat trójki rodzeństwa
marzenie o własnym biurze detektywistycznym
Do Nowej Zelandii przeprowadził się z rodzicami w wieku zaledwie dwóch lat, zatem Stany Zjednoczone w żaden sposób nie wyryły się w jego pamięci. Przez długi czas żył w przekonaniu, że to tutaj przyszedł na świat i tutaj się wychował, jednak teraz wie, że rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej. W dniu szesnastych urodzin uświadomiono mu, dlaczego nie poznał swoich dziadków ani wujostwa, a także skąd wzięła się w domu spluwa, którą jako szczyl znalazł zupełnie przypadkiem. Wtedy poprzysiągł, że nigdy nie zdradzi się z tym przed młodszym rodzeństwem. Zrozumiał, że przeszłość, która pchnęła ojca do porzucenia ówczesnego życia, powinna pozostać już na zawsze zamkniętym rozdziałem.

Blake'a daje się zauważyć już na pierwszy rzut oka, choć on sam zdaje się nie szukać zainteresowania. Można by rzec, że wręcz go unika. Rzadko bierze udział w uniwersyteckich wydarzeniach, trzyma się blisko rodzeństwa i paru osób, które selekcjonuje z tłumu na podstawie niewiadomych kryteriów. Kiedy jest sam, raczej nie odrywa uwagi od książki, a tę przynosi ze sobą codziennie inną. Jeśli akurat nie czyta, to z pewnością ma w dłoni ołówek, którym nakreśla wszystko, co uważa w danej chwili za estetycznie satysfakcjonujące: nogi tej dziewczyny, która zawsze przychodzi w za krótkiej spódniczce, błyszczące oczy, czyjś uśmiech, usta rozchylone przy papierosie. Czasem zbiera także swoje myśli, strzępki, które chciałby zatrzymać, a mógłby zapomnieć. Ma oczy wiecznie zasnute szarymi chmurami, przez które nie przebijają się emocje, szorstki dotyk, miętowy oddech i szturmowy krok. Ciągnie za sobą woń papierosów, skóry i pieprznej wody po goleniu, a prawie nigdy nie goli się na gładko. Czuje bardziej, niż decyduje się pokazać, zależy mu mocniej, niż daje znać, myśli więcej, niż pozwala sobie powiedzieć i jest gorszy, niż sugeruje to jego uśmiech.

relations / story / more


Cześć. Blake chowa całkiem sporo, do wydania parę duszyczek, a parę porwiemy sobie sami. 

[KP] Potwory umysłu są znacznie gorsze niż te istniejące naprawdę. Strach, zwątpienie i nienawiść okaleczyły więcej osób niż jakiekolwiek zwierzęta








aurora montrose
14 XII 2005 × MUGOLAK × V ROK NAUKI W GRYFFINDORZE 
LIKANTROPIA ŁAGODZONA WYWAREM TOJADOWYM
KOŁO ALCHEMICZNE × KOŁO ELIKSIRÓW


  KOLIGACJE     WIĘCEJ     HISTORIA   
Odkąd pamiętasz, ojciec powtarzał, że najważniejsze jest, by nawet w chwilach zwątpienia nie zapomnieć o byciu człowiekiem. By być  zawsze dobrym, sprawiedliwym i okazywać pomoc, także tym, którzy sprawiają Ci przykrość. Nie da się naprawić świata — mówiłMożna jednak próbować. 
Kiedy po raz pierwszy staliście na peronie 9 i ¾, przykucnął przed Tobą i uśmiechnął się z dumą, palcami ścierając z pucołowatych policzków gorące łzy. Zdawał się nie widzieć jak brzydko płaczesz, jak bardzo nie chcesz opuszczać rodzinnego domu. Był to dzień, w którym przekazał Ci największą, życiową mądrość: Uśmiechaj się, Rory. Uśmiech to najpotężniejsze zaklęcie. 

Pierwszy rok był koszmarem. Przyzwyczajona do matczynej nadopiekuńczości, raczej pozbawiona towarzystwa rówieśników, a przez to lękliwa, ciężko znosiłaś rozłąkę z miejscem, gdzie przyszłaś na świat. Przez pracę i starte do krwi dłonie nauczono Cię pokory, która wcale nie pomagała wejść w nową społeczność, a naiwność często była powodem zaczerwienionej ze złości twarzy i zaciśniętych mocno piąstek. Uzbrojona w ojcowską wiedzę, wszelkie upokorzenia zbywałaś dobrą miną. Zbyt łagodna, zbyt ułożona, zbyt nieznacząca, by zerwać z piętnem pochodzenia, mogłaś jedynie uśmiechać się, tak jak Cię poinstruowano. Uśmiechałaś się w obliczu zniewagi, uśmiechałaś się, nie mogąc przyzwać miotły, uśmiechałaś się zawsze, kiedy zbierało Ci się na płacz i przez to po szkole rozeszło się: Nie dość, że szlama, to jeszcze niespełna rozumu.
Uśmiech Ci pomógł. Stał się Twoją zasłoną, za którą nauczyłaś się chować wszelkie bolączki. Twoją tarczą, od której odbijały się wszystkie złośliwości. Z czasem dzięki niemu zdobyłaś przyjaźń: to ona uświadomiła Ci, że nie krew definiuje człowieka, a jego czyny. Nie odbudowała jednak zrujnowanej samooceny, ani pewności siebie, przez co ciężko Ci wykrzesać co trudniejsze zaklęcia, które na piątym roku są już niemal codziennością.
Teraz wszystko jest inaczej. Już nie wytykają Cię palcami dlatego, że nie masz rodowodu Blacków. Teraz śmieją się, kiedy podejmujesz kolejne nieudane próby ujarzmienia miotły lub wysadzasz kociołki na zajęciach z eliksirów, a Ty śmiejesz się razem z nimi, bo weszło Ci to w nawyk.
Nie jesteś smutna, co najwyżej zmęczona. Jeszcze nie pogodziłaś się z myślą, że nic w życiu nie osiągniesz. Porażki irytują coraz bardziej i coraz bardziej napędzają do działania. Traktujesz je jako próbę charakteru i wciąż od siebie wymagasz, nawet, jeśli nie widzisz postępów. Przytyki już nie bolą, wszak dajesz z siebie wszystko i już tylko czasem płaczesz w ciemnym kącie, kiedy nikt nie widzi. Nie dlatego, że jesteś głupią, nieuzdolnioną szlamą. Płaczesz, bo wiesz, że przegrałaś ze wszystkimi, którzy kiedykolwiek wbili Ci szpilę. Płaczesz, bo wiesz, że od początku mieli rację, a Ty, pomimo usilnych starań, nie jesteś w stanie tego zmienić.
Na co dzień nie dajesz odczuć, że coś jest nie tak: walczysz ze sobą tylko w swojej głowie, a w najczarniejszych chwilach powtarzasz jak mantrę, że bycie czarodziejem to nie wszystko. Nie wyczarowałaś patronusa, ani nie zapisałaś się na kartach historii szkoły — za to nie zapomniałaś o byciu człowiekiem. Wbrew wszystkiemu wciąż masz w sobie dobro, którym dzielisz się z innymi i nigdy nie wahasz się, by podać pomocną dłoń, a przecież to miało być w życiu najważniejsze.
Może jeszcze nie przegrałaś wszystkiego.

Brak wiary w siebie jest chorobą. Jeśli stracisz panowanie
nad tym, wątpliwości staną się twoją rzeczywistością.

Witam serdecznie z drugą postacią chyba mnie pokręciło, ale nie mogłam przepuścić szansy na stworzenie wilkołaka (o likatropii celowo się nie rozwodziłam, będzie o tym osobna notka). Karta wyszła smętna, ale Rory to w gruncie rzeczy pocieszny promyczek, w dodatku wcale nie jest aż tak beznadziejna, po prostu pod presją otoczenia wykształciła zdeformowany obraz samej siebie. Na zdjęciu nieznana mi pani (jeśli ktoś jest w stanie ją zidentyfikować, będę wdzięczna za informację), w tytule Christopher Paolini, cytat to słowa Johna Flanagana, a rameczka pochodzi z Kącika Kodowania. Reszta to moja wesoła próba stworzenia czegoś estetycznie i merytorycznie znośnego. Staram się wygrzebać z zaległości, dlatego nakładam sobie limit, a zakładki dopracuję z czasem. Szukamy wymienionej w karcie przyjaźni, a poza tym ludzi, przy których Aurora w końcu uwierzy w siebie i wydobędzie swój magiczny potencjał. Niech ktoś ją przytuli, chętnie przygarniemy jakąś miłą panią. WĄTKI: 3/4