4/22/2018

No entres donde libramente no puedas salir

C A T A L E Y A   S A A V E D R A     P É R E Z
przyziemna z krwi i kości — spotykała się z wilkołakiem — widzi Świat Cieni — przez bliskich uznana za wariatkę — emigrowała z Brazylii, by zmienić środowisko — w Los Angeles od kilku lat — właścicielka schroniska dla zwierząt — starała się zapomnieć i zacząć wszystko od nowa, nie wyszło — wynajmuje loft w pobliżu Instytutu

Nigdy nie była nikim nadzwyczajnym. Również jej otoczenie było przeciętne. Przeciętna rodzina, przeciętna szkoła, przeciętne oceny. Wcale nie dlatego, że nie była inteligentna — po prostu nie była ambitna. Całe życie chciała przeżyć idąc po najmniejszej linii oporu, rodzice natomiast cieszyli się, że zdaje z klasy do klasy, potem, że nie upija się, nie przebiera w facetach. To chyba jedyne, co ją wyróżnia — nie przeżyła okresu buntu. Jako nastolatka nie miała się ani przeciw czemu, ani przeciw komu buntować. Imprezowała, ale nie sprawiała problemów; była rozsądna, a rodzice dawali jej wolną rękę. Do szesnastego roku życia wiodła życie statystycznej, młodej Brazylijki, dosyć niechętnie wychylając się z czymkolwiek czy wychodząc poza ten schemat. W końcu jak każda normalna dziewczyna znalazła sobie faceta. Był starszy, ale to w niczym nie przeszkadzało. Nie przeszkadzało ani jej, ani rodzicom, w końcu ci tkwili w przekonaniu że ich jedyna córka doskonale wie, co robi, a ona tymczasem po raz pierwszy w życiu straciła głowę. Zaślepiona, zauroczona, z bielmem na oczach, zapomniała o rozsądku. Wyprowadziła się od rodziców, wprowadziła do niego, życzyli jej powodzenia. Związek jak związek. Nie był ani płomienny, ani porywający, bardziej stały i ciepły. Było bezpiecznie, czego mogła jeszcze chcieć? Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo się myli. Nie miała pojęcia, że jej ulubiony mężczyzna jest wilkołakiem. Jego temperament bynajmniej na to nie wskazywał, a ona nie wierzyła w bajki. On sprawił, że w końcu uwierzyła, choć zapewne nie planował uświadomić jej w ten sposób, o ile w ogóle planował ją uświadamiać. Wrócił zalany z wieczornej eskapady, chciała go położyć, wściekł się i... Teraz już niewiele z tego pamięta. Niewyraźnym wspomnieniom towarzyszy nieustające uczucie lęku. Oczywiście, że próbował jej wyjaśnić, ale ona nie chciała słuchać. Pakowała się w pośpiechu, nie przykładając wagi do boleśnie pulsujących krawędzi skóry. To zwierzę... To bydlę... Mogła przysiąc, że dokładnie zapamiętała zarys jego zębisk kiedy usiłował dobrać jej się do krtani. Miała niesamowicie dużo szczęścia, że obok stała ta cholerna lampa na wysokiej nodze. Rozbiła mu ją na łbie. Porzucała go, nie mógł w to uwierzyć. Jego dziewczyna w pośpiechu zabierała swoje manatki, nie chcąc nawet na niego spojrzeć. Nawet NA TO nie zasłużył? — Jestem wilkołakiem. — wyrzucił w końcu z siebie, nie wiedząc już, co robić. Zaśmiała się nerwowo, zapinając torbę. Potem zatrzasnęła za sobą drzwi. Coś w niej pękło. Więcej go nie spotkała. Może dlatego, że parę dni później znów widziała bestię. W codziennej drodze do pracy. Tym razem pod kołami ciężarówki. Czy było jej przykro? Nie potrafiła tego określić. Nie wiedziała czy w ogóle coś wtedy poczuła, poza próżnią zamkniętą w klatce żeber.

Alvaro dał mi coś cennego. Świadomość, że do tej pory żyłam w ciemni. Nauczył mnie, że nic nie jest takie, jakie się wydaje. Skoro on był... Skoro są... Wilkołaki, to pewnie są też wampiry. W każdym filmie są wilkołaki i wampiry. Wrogowie. Nie mam pojęcia, czy ta reguła obowiązuje w rzeczywistości, ale szczerze mówiąc... Nie obchodzi mnie to. Wiem tylko jedno — nie będę łatwym łupem. Nie dam się więcej podejść. Nikt mnie już nie oszuka i nic mi nie umknie. A na pewno nie fakt, że mój facet zmienia się w kupę futra na czterech łapach... Poradzę sobie.

Leah Mackenzie

Leah Mackenzie
14 V 1994, MOUNT CARTIER ▫ RED RIDING HOOD ▫ DOMOWY ZAKŁAD PIEKARSKI
APACZ    ▫    CHINOOK    ▫    SHEBA    ▫    NYX    ▫    FROSTY    ▫    MAYA   ▫    FOXY

W niewielkim Mount Cartier nie ma chyba osoby, która nie znałaby Leah, mimo, że na pierwszy rzut oka jej postać w żaden sposób nie zaskarbia sobie uwagi. Ot, chciało by się rzec: młoda, niebrzydka, przeciętnej figury i wzrostu, ubrana w równie pozbawioną charakteru odzież: zazwyczaj stosunkowo luźny jeans, pod który zawsze wciśnie coś ciepłego i gruby, wełniany sweter z powyciąganymi rękawami. Jej cera nie zna słowa makijaż, panna Mackenzie bardzo troszczy się za to o swoje drobne dłonie i usta, w ciągu dnia potrafiąc nawet czterokrotnie smarować je różanym balsamem Ethel (którego recepturę starowinka przysięgła zabrać ze sobą do grobu). Co jest w niej zatem tak wyjątkowego?
Zacząć należałoby chyba od jej osobowości, od lat topiącej serca nawet najbardziej zatwardziałych mieszkańców miasteczka. Kiedy się uśmiecha, omiata duszę bezwarunkowym ciepłem, kiedy dotyka, przynosi ukojenie, kiedy się śmieje, przegania troski dnia codziennego. Mawia się, że jeszcze nikt nie widział jej smutnej, aczkolwiek jest to tylko plotka. Leah miewa niższe nastroje, jak każdy człowiek, jednak zawsze znajdzie sobie coś, jakiś drobiazg, dzięki któremu jej spojrzenie znów rozjaśnia naturalny blask.
Mawia się też, że jej konie pójdą dla niej w najgorszą zawieruchę i dotrą na miejsce nawet, jeśli widoczność jest bardzo mała, a warunki bardzo surowe - w tym nie ma ani krzty kłamstwa. Zarówno Apacz, jak i Chinook zawsze stają na wysokości zadania, kiedy zawodzi każdy inny środek transportu, stąd też utarło się, że w czas zamieci, czy też innych nagłych przypadków, ludzie zwracają się do niej o pomoc - Kapturek nigdy jej bowiem nie odmawia, nikomu. Nie ma znaczenia, czy trzeba odebrać listy, prowiant, czy jak najszybciej popędzić z rannym lub chorym do Churchil - co po raz pierwszy zdarzyło jej się w wieku 14 lat: w śnieżną, ciemną noc powoziła do szpitala kobietę z niemowlęciem, cierpiącym na gorączką tak wysoką, że nie dało się jej zbić w żaden tradycyjny sposób. Nic dziwnego, że matka była zdesperowana - bo kto o zdrowych zmysłach powierzyłby życie dziecka innemu dziecku?
Na co dzień jednak wypieka z babcią wszelkiego rodzaju pieczywo, co może nie byłoby niczym nadzwyczajnym, gdyby nie fakt, że jest na tyle uprzejma, by dostarczać je pod same drzwi, zawsze ciepłe i chrupiące. Co więcej, robi to w szczególny sposób: wierzchem, okryta czerwoną peleryną z kapturem, stąd też wziął się jej niecodzienny przydomek. I pomyśleć, że kiedyś narzuciła ją w biegu, nieszczególnie patrząc na to, co chwyta w dłonie! Od tamtej pory, przynajmniej raz w tygodniu dowozi chleb i bułeczki tylko w niej, zarówno ku uciesze dzieci, jak i przyjezdnych. 

The prettiest dresses are worn to be taken off

"What can I say? You see, I'm pretty damn good with my hands and they know it."
Scott "The Alpha" McCall
ostatnia klasa (rozszerzenie z informatyki i hiszpańskiego) — dzieciak z bidula, od dwóch lat na swoim starszy brat na pełen etat: "Tknij ją, a urwę Ci jaja i wepchnę do gardła." — razem z siostrą wynajmuje za grosze poddasze w domu pewnej staruszki, która stała się dla nich jedyną rodziną i której pomagają niemal we wszystkim — niespełnione marzenie o szkole wojskowej i wypłynięciu na szerokie wody — wrząca krew, pierwszy do bitki — współzałożyciel i wokalista szkolnego zespołu Crazy Wolves — nie lubi się z nauką, wie, że teraz i tak już na nic mu się nie przyda — Po kursach barmańskich, weekendami dorabia sobie za ladą, chcąc dołożyć do oszczędności pozostawionych przez tragicznie zmarłych rodziców i kupić coś na własność — zdaje z klasy do klasy, ale nic ponadto — stały bywalec imprez i wycieczek — pies wilk na baby — na chwilę obecną jego jedyną, życiową ambicją jest zapewnić siostrze stabilne, w miarę spokojne życie — dzieli serce między Nicole, starszą panią, która przygarnęła ich pod swój dach oraz gitarę, dla reszty po prostu nie starcza  — wyrachowany dupek, który dobrze wie jak dostać to, czego chce i zrobi wszystko, żeby udowodnić, że nie ma takiej rzeczy (lub osoby), której nie mógłby mieć — urodzony przywódca, który nie znosi sprzeciwu, stąd jego pseudonim — potężny człowiek, niespełna dwa metry miary i dwieście funtów wagi — wspomnij, że nazywa się się identycznie, jak ten gość z tego idiotycznego serialu dla nastolatek, a z braku cierpliwości pozbawi Cię zębów (chyba, że jesteś kobietą) — Teen Wolf robi swoje w kwestii wołania za nim "Hej, Alpha!" — po ojcu oficerze został mu nieśmiertelnik, którego nigdy nie zdejmuje z szyi, mundur, który wciąż trzyma w szafie oraz samochód, który pali zdecydowanie za dużo względem jego przychodów — biega przed zajęciami i przed snem, a kiedy jest skrajnie podenerwowany, wyżywa się na worku treningowym w siłowni, przez co często chodzi ze zdartymi dłońmi (w końcu w rękawicach nie boli) — hipnotyzuje spojrzeniem, porywa słowem, pożera dotykiem — jak przystało na wilka, blisko trzyma tylko rodzinę — spory problem z kontrolowaniem agresji

Może mają co do Ciebie rację, Scott. Może nie mylą się, nazywając Cię bydlęciem. Niczym się od niego nie różnisz - żyjesz jak wilk, jak urodzony drapieżca. Ochraniasz tych, których kochasz, Twoją rodzinę, Twoje stado. Skupiasz się na zaspokajaniu podstawowych potrzeb, nie gonisz za doczesnymi wartościami, żyjesz chwilą. Polujesz. Polowanie sprawia Ci największą frajdę. Pieści najgłębsze zakamarki Twojego jestestwa. Zadowolisz się łatwym łupem, ale nie przywiążesz do niego uwagi. Skonsumujesz, a potem zostawisz, nagi do szpiku kości. Lubisz wyzwania. Chętnie gonisz za zdobyczą, która uruchomi w Tobie nowe pokłady zaciekłości i siły. W końcu ją dopadasz, nie ponosisz porażek, bo ta zdobycz chce być zdobyta właśnie przez Ciebie, znaleźć się w Twoich łapach. Uwielbiasz woń i smak zwycięstwa, kiedy odsłaniasz ją powoli cal po calu, aby pożreć z jeszcze większym apetytem. W końcu zatapiasz w niej zęby, a krew zaczyna wrzeć Ci w żyłach. Jesteś prosty, impulsywny, podążasz za instynktem, który rzadko Cię zawodzi.

Mają rację. Zwierzę z Ciebie, Scott. 

Wątki: ???

No to wracamy. Karta na dniach będzie zmieniona, bo jest okropna. Scotty nie jest zły, tylko potrzebuje kogoś, kto odrze go z wichrów i ugłaska.